sobota, 7 września 2013

Nowa rzeczywistość

Pierwszy tydzień szkoły już za nami.  Przyniósł on ze sobą mnóstwo emocji i nowych doświadczeń.  Za nami również pierwsze szkolne zebranie. 

Roksana nie mogła doczekać się szkoły. Jej wyprawka codziennie była głaskana, tulona, oglądana.  Jak jest teraz? Roksana w dalszym ciągu próbuje zabierać wszystko do domu. Musimy pilnować jej przy wychodzeniu, bo zawsze próbuje wpakować do plecaka wszystkie książki, by mieć je w domu.   Wciąż cieszy się każdym kolejnym dniem, z radością ubiera się i pogania nas, byle szybciej być w szkole. Byle się nie spóźnić.

Nie ominęła nas odrobina komercjalizmu. Pierwszego wieczora musieliśmy uspokajać ją, bo wszystkie koleżanki mają ...  plecaki z Monsterhaj :P I całe wyposażenie. I wszystko wogóle ... .A Roksana nie ma. Ryk trwał chyba z półtorej godziny, tyle też trwało tłumaczenie, że nie każdy jest taki sam, nie każdy musi mieć to samo, takie samo i tyle samo. Przecież kocha księżniczki, przecież taki plecak chciała, a gdy przyszło co do czego to popłakała się o plecak z postaciami, których w gruncie rzeczy nie zna, bo Monsterki oglądaliśmy chyba tylko raz i to jakiś  czas temu. Na szczęście ranek przyniósł pogodzenie się ze swoim plecakiem. Już zasypiając doszła do wniosku że nie musi jednak tych Monsterk mieć ... . Już zamykała oczy i widać było że zatapia się w objęciach morfeusza gdy wymamrotała jeszcze w półśnie będąc "Mamo, a Justysia* ma inny piórnik ... Jaki piórnik? ... Z księżniczkami... Z tymi słowami na ustach zasnęła spokojnie. 
Czyli jednak nie wszyscy mają te Monsterki? Plecaków też nie mają w Monsterki? Tylko jedna osoba ma, ale widać dziecko przemęczone, wieczorową porą tylko ten plecak w pamięci swojej miało. 

O ile Roksanki pójście do szkoły odbyło się spokojnie, bezboleśnie i z uśmiechem na ustach, to głównym problemem którego nie spodziewałam się wcale była ... Ola. Pierwszego dnia, od ósmej rano do 12,00 stała przy balkonie na zmianę płacząc i wołając Anaaa, Anaaaaa! Tak, Ola wołała swoją siostrę. Nie mogła zrozumieć, że teraz nie ma Roksanki, że nie może być z Olą. Że musi się uczyć. Ze już nie będą ciągle razem. Drugiego dnia miała napady tęsknoty, które odbywały się na tej samej zasadzie co wyżej, były jednak spokojniejsze, cichsze i pojawiały się co parę chwil, a nie cały czas jak dzień wcześniej. Za to trzeci dzień przyniósł ze sobą zgodę z sytuacją. Przychodziła do mnie Olunia, mówiła że "Any" nie ma, że "Ole jet - tam, tam, ole " ale na spokojnie, już bez płaczu. 
Cała ta sytuacja uzmysłowiła mi, jak bardzo są do siebie przywiązane moje dzieci. Jak bardzo za sobą tęsknią w chwilach krótkiej rozłąki. Jak bardzo się kochają. Dla mnie to piękne. Napawa mnie to dumą i szczerą radością i mam nadzieję, że ta miłość zostanie między nimi, że w przyszłości będą dla siebie przyjaciółmi, że zawsze znajdą wśród rodzeństwa pomoc i wsparcie. Że zawsze będą trzymać się razem. 

Koniec tygodnia przywitał nas gorączką. I to nie u Roksany, lecz u Janka i Oluni. Na razie siedzimy w domu, nie badaliśmy się, jednak myślę że to wirusówka jakaś będzie, bo i dzieci sąsiadów chorują i wszystko w tym samym czasie ... na razie działam więc zapobiegawczo i osłonowo. Jeśli będzie poprawa, będę kontynuowała takie leczenie. Jeśli nie - wtedy pojedziemy do lekarza. 

A dziś sobota. Cieszę się wszystkimi dziećmi w domu, dziwię skali hałasu, i dalej prowadzę "szpital na peryferiach". 

Na blogu mnie mało, muszę sama odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Na nowo zreorganizować rozkład dnia. Znów znaleźć czas dla siebie i dla Was. Ja wie, wydaje się że dziecię do szkoły poszło to powinnam mieć lżej. W pewnych aspektach tak jest. Ale nie mam już do południa mojej głównej pomocnicy. Nie mogę spuścić dzieci z oka nawet na chwilę. Czuwam, jestem i myślę co zrobić, by czas i siły dla siebie znaleźć. Bo wieczorami padam jak mucha, próby siedzenia przy komputerze kończą się na tym, że przysypiam na fotelu.  Wstaję teraz około szóstej, by przygotować wszystko na moment gdy wstaną dzieci,  by Roksana miała już cieplutką herbatę, śniadanie na talerzu i w kanapówce, przy okazji robię też śniadanie dla reszty. Nie mogę pospać dłużej, wstać z chłopcami, bo pierwszą rzeczą jaką chłopcy robią po wstaniu jest posiłek. Jest cycuś. By więc móc poświęcić im tą chwilę porannego karmienia, reszta musi już być przygotowana. A kładę się spać około 23 - 24.  Wiadomo, dzieci idą spać i wtedy dopiero zabieram się za rzeczy, których wykonanie przy nich mogło by być niebezpieczne :D (tak, wtedy składam ubrania bo próby składania przy nich kończyły się zawsze tym, że wszystko miałam porozwalane, boję się że nie ogarnę żelazka, że poślizgną się na mokrej podłodze  ...  taki gamoń ze mnie :P)  Myślę, że to kwestia przyzwyczajenia, muszę wstrzelić się w ten rytm i będzie dobrze.  

Życzę Wam pełnego szczęścia weekendu. Korzystajcie z pięknej pogody (taka jest u nas) i cieszcie są promieniami słońca. Ja też się pocieszę. Zza szyby :) Razem z dziećmi :)



*Imię zmienione :P 

4 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę że Roksanka się aklimatyzuje.
    Wiadomo początki nowego są zawsze trudne zwłaszcza dla mam które musza po prostu musza na nowo sobie wszystko przetrawić i się przyzwyczaić bo dzieciaczki dużo szybciej sobie układają wszystko.
    Trzymamy kciuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda :)
      Roksanka szybko przestawiła się na tryb szkolny :)
      A ja muszę poukładać sobie wszystko od nowa :D

      Usuń
  2. u nas było podobnie, jak adi był młodszy : bo wszyscy mają!!!, potem to wszyscy okazywało się jedną osobą z dzianymi rodzicami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie :)
      Z tych wszystkich zrobiła się jedna tylko osoba :P
      Ale i tak miękkie serce mam :P
      Kupiłam jej lalkę Monster :P
      Podróbę za kwotę szałową złotych siedmiu.
      Niech stracę :) Przynajmniej ma teraz kompankę do spania i chorowania :)

      Usuń

Cieszę się z każdych odwiedzin, z każdego komentarza. Zapraszam Was do siebie licząc po cichu, że spodoba Wam się w naszym małym magicznym świecie :)