poniedziałek, 30 czerwca 2014

Spotkanie w Wieży

Lat temu wiele, w dzień piękny, majowy, szalone, młode, spotkały się wspólnie ... i wszystkie przeżyły. Tak zaczyna się historia wieży, zakalca, artysty, cytrynówki i ich. Na tle pięknego Bałtyku, z muzyką fal w uszach, z uśmiechami na twarzy, zaryzykowały. Było ich osiem, a każda inna. Każda jednak przybyła w jednym, szczytnym celu.
Dla Wojtka. I dla siebie. I dla giftów. No i dla kawy. Ba! Żeby uciec przed dziećmi! Dla przystojnych kelnerów zapewne też ...  Doooobra. jakie cele im przyświecały zgadywać nie będę. Najważniejsze, że były. Że odważyły się. Odważyły się spotkać, spróbowały, posmakowały i wciąż są wśród nas. Czyli ciasto nie było tak złe jak myślałam. 

Z napisaniem posta czekałam, by upewnić się że pozew żaden nie wpłynie, ze strachem obserwowałam blogi i Fanpage, czekając tylko, aż wypłyną zatrucia, omdlenia, wizyty w szpitalu i tym podobne. Minął miesiąc, więc mogę odetchnąć. Wszystkie przeżyłyśmy. 




 W najwyższym  budynku miasta, przy samym morzu, w urokliwej restauracji The Towers, spotkałyśmy się 26 maja w Gdyni. Spotkanie odbyło się dzięki Gosi i Kasi, które okazały się mega pozytywnie zakręconymi gospodyniami, a jego celem, oprócz wspólnego spędzenia czasu, było zebranie środków na rehabilitację Wojtusia. O czym rozmawiałyśmy, zdradzać Wam nie będę. Powiem tyle, że sam Pan Wojtek, któremu zawdzięczacie zdjęcia, nie wiedział, czy zająć się zdjęciami, paść ze śmiechu, przynieść na nas kija, czy uciec przed nami jak najdalej ... i w sumie, co by nie zrobił, i tak miałby rację :D




Jak było? To niech powiedzą Wam zdjęcia. Ja powiem jedno. To było niezapomniane spotkanie. Wyszłam z niego (przed czasem oczywiście), (tak to jest jak ma się dzieci), (dzieci to zuoooooo) z bananem na twarzy, chichrając się jeszcze w aucie, w domu, przez sen i w dniu następnym i tydzień później również. Ale jeżeli uwzględnić grono, w jakim przyszło mi spędzić to popołudnie, to nie mogło być przecież inaczej :) Gosia, Kasia, Monika, Kamila, Marlena, Aleksandra, Izabela, Justyna i Ja. Tak, to z pewnością mieszanka wybuchowa. I choć one wszystkie prowadzą blogi kosmetyczne, to przyjęły mnie jak swoją, a wiecie, że ja z kosmetykami mam tyle wspólnego co nic. 



Nie żebym nie wiedziała co to krem, czy żel ... podstawy znam oczywiście. Ba! Czasami nawet używam! Serio!! Nawet teraz mam tusz na rzęsach. Jakiś tam ... no tusz jak tusz. Doobra, kobietą jestem to i czasem stosuję. No co! Trzydziecha zaraz mi stuknie, to mogę/powinnam/muszę już oswajać się z kremami 50+ ... bo jak już 30, to do 50 blisko ... . 




To co najważniejsze. Spotkanie się udało. Udało się dla Wojtusia zebrać całkiem fajną sumkę, a to było chyba najważniejsze. Jednak bez sponsorów, nie odbyła by się loteria, więc i na ich ręce składam wielkie Dzięki. Dzięki też składam na ręce przesympatycznego Pana Wojtka, który zajął się oprawą fotograficzną spotkania, właścicielom The Towers, za udostępnienie miejsca, przemiłą atmosferę i kawę, którą uratowaliście mi życie i honor (Dzięki Chłopaki!!, Serio!!) no i oczywiście Organizatorkom!! Bez Was tego spotkania po prostu by nie było!! 


6 komentarzy:

  1. Fantastyczne zdjęcie które świetnie podsumowuje Wasze spotkanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero przeczytałam i śmiechłam gromko na wspomnienie spotkania. Było genialnie. Piszę komenta,udzielam się więc ŻYJĘ ,a ciacho było pycha :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkanie było genialne głównie Dzięki Wam!! Cieszę się że smakowało :D

      Usuń

Cieszę się z każdych odwiedzin, z każdego komentarza. Zapraszam Was do siebie licząc po cichu, że spodoba Wam się w naszym małym magicznym świecie :)