czwartek, 21 marca 2013

Nie ogarniam ...

Ciężką próbą był ten dzień. Dla mnie ciężką. 
To taki dzień, w którym nic nie chce współpracować, wszystko jest na przekór, na bakier, 
a ja czuję się, jakbym siedziała w pędzącej kolejce i nie mogła niczego zatrzymać. 
To taki dzień, kiedy na pytanie, jak ka sobie radzę, odpowiadam - 
nie radzę sobie wcale. 

Piec od samego rana moje nerwy na próbę wystawiał. 
Albo gasło, to co dołożyłam, albo po 15 minutach było już ponad 80'C i musiałam sama przygaszać, żeby za daleko temperatura nie dojechała. Nie mogłam trafić z ustawieniem dopływu powietrza, przez co musiałam biegać do piwnicy częściej i prawie za każdym razem wychodziłam stamtąd zła. 
Zła na piec oczywiście. 

Nie wiem czy wiecie, ale Olunia powoli zaczyna odczuwać potrzebę załatwiania się na nocnik. 
Przejawia się to zwykle zdejmowaniem pampersa i poszukiwaniami nocnika. 
Cóż, dzisiaj rano pampersa też zdjęła, ale nocnika nie szukała. 
Powiedziała mi że "kupa". Ok, myślę. Przewinę ją jak skończę Oskarka karmić, bo akurat maluszek smacznie śniadanko swoje ciamkał. Tak też dziecku powiedziałam. 
Jednak jako że Olunia do spania dłuższą koszulkę miała założoną, 
nie zauważyłam, że pampersa na pupie już nie ma. 
Po chwili za moimi plecami rozległ się jej wrzask - 
MAMA!!!
 KUPA!!! 
No tak,
 gdy się odwróciłam, okazało się, że na środku prześcieradła, niczym order jakiś, 
leży piękny, zwinięty jak sprężynka okaz kupy. Zawiodłam więc własne dziecko, 
które patrzyło na tą kupę z przerażoną miną . 
Wystarczyło podstawić jej nocniczek i założę się, że miałabym pierwszą jej kupę na nocnik zrobioną. 
Tak też miałam pierwszą.
 Ale na środku mojego łóżka kochanego. 


Później, gdy już się troszkę ogarnęłam, zaczęłam składać ubrania. 
Oj jak dziewczynki lubią mi pomagać. 
składanie szło nam więc mozolnie, ale z uśmiechem na twarzy. 
Gdy uporałyśmy się już z tym zadaniem, dałam dziewczynom po stercie swoich ciuszków do zaniesienia. Miały je schować do szafy. Coś im jednak nie wyszło, bo gdy pochowałam ręczniki i poszłam sprawdzić jak moje pannice sobie z wyznaczonym zadaniem poradziły, to ubrań w szafie nie znalazłam ... obok szafy też zresztą ich nie było. 
Gdzie więc były?
Otóż, ubrania Roksanki znalazłam z powrotem w koszu na pranie ... 
dlaczego? 
Bo na jednej ze swoich bluzek znalazła jakąś małą biedną i upartą plamkę, którą i ja i pralka przeoczyłyśmy. 
Ale to nic. Olunia chyba stwierdziła, że jej potrzebne jest wietrzenie szafy,
 ponieważ jej ubrania znalazłam ... w worku ze zużytymi pampersami!!! 
Tak, moje kochane dzieciątko, zamiast schować swoje ciuszki, postanowiło je wyrzucić ... . 
Tak więc to co wyprane i ani razu nie założone - z powrotem do prania wróciło. 

Ale na tym przebojów nie koniec ...

Słyszałam że leżaczki bywają wywrotne. 
Dziś niestety również tego doświadczyłam. 
W sumie doświadczył tego Oskarek, który zapatrzony na dziewczynki bujnął się do przodu i ... 
znalazł się na ziemi a leżaczek na nim. Jedno szczęście że nic mu się nie stało. 
Nie płakał nawet zbytnio, tylko ja zawału dostałam widząc co się dzieje. 
Myślałam, że dziecko w leżaczku upięte - jest bezpieczne. 
Jak widać - myliłam się bardzo ... 

Niestety - leżaczku żegnaj. 
Nie upnę już w nim żadnego dziecka.  

Jeden więc tylko leżaczek nam został, 
który Janek od rodziców chrzestnych w prezencie na chrzest dostał. 
Widać że prezent to był od serca. stabilny, wygodny
 a przede wszystkim bezpieczny.

I to wszystko przed południem, niczym fatum jakieś, wypadek za wypadkiem a ja w środku zamieszania, bezradna - nie wiedząc zbytnio jak mam dać radę. Gdy mam takie dni, to czasem aż wyć mi się chce ... jak głodnemu wilkowi lub niedźwiedziowi obudzonemu ze snu zbyt brutalnie. 

A teraz siedzę, czytam to co napisałam i w sumie śmiać mi się chce. Bo w sumie zabawny był widok ślimakowej kupki  na środku łóżka mojego. Pomysł wyrzucenia ciuszków - cóż. Widać dziecku muszę garderobę odświeżyć :) Ale mina jej, gdy zapytałam co to? Te jej wielkie sarnie oczęta, wpatrzone we mnie z miną niewiniątka ... no tak :) Widać za często Shreka moje dziecko ogląda :) 
Piec jak to piec, ale jakbyście widziały mnie, co piętnaście minut wylatującą z mieszkania, w rozczochranej czuprynie i z jęzorem na wierzchu lecącej po schodach, byle szybciej do domu wrócić ... uwierzcie mi - też byście się śmiały. 
Jedynie z leżaczka śmiać mi się nie chce. Całe szczęście, że Okruszek wyszedł z tego cało. Ale pocieszam się, że przynajmniej stało się to, gdy byłam obok i od razu mogłam zareagować. 
Nauczka dla mnie? Leżaczków nie pożyczam (bo to pożyczony był). Pójdę, kupię i będę spokojna. 
A moje dzieci będą bezpieczne. 

2 komentarze:

  1. No to taki dzień świstaka :)
    gabryś123kornelka.blogerki Renia Polki

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się z każdych odwiedzin, z każdego komentarza. Zapraszam Was do siebie licząc po cichu, że spodoba Wam się w naszym małym magicznym świecie :)