Idzie, czuję jej zapach, widzę że się budzi, przeciąga, pierwszymi ciepłymi leniwymi ruchami odrzucając puchową kołdrę śniegu. Pieści promieniem, delikatnie, niepewnie pytając - czy to już? Widzę, czuję, że próbuje się podnieść, leniwa jeszcze w półśnie zamknięta przeciera oczy. Razi ją jeszcze sterylna biel śniegu, lecz mruży oczy i próbuje wstać ... wiosna, dziś po raz pierwszy dała nam namacalny znak że się budzi. Tam, gdzie z samego rana połacie śniegu skutego lodem i mróz siarczysty, tam po południu znalazłam pocałunki wiosny. Rano, szczelnie jeszcze przykryte puchową kołdrą, pokazały się w całej swej krasie ... przebiśniegi. Drobne, smukłe, delikatne i kruche wydawałoby się, uparcie dążyły do tego by wyjrzeć, by poczuć, by dotknąć - do słońca.
Dziś porządki skromniejsze, bo i sił mniej mi dano. Choróbsko, które od przeszło dwóch tygodni rządzi naszym domem i mnie dopadło. Zmęczona, znużona do południa wegetowałam błądząc między jawą a snem. Budziłam się na chwilę, by za chwilę stwierdzić że znów spałam. W końcu zmusiłam się, by zacząć dzień. Na siłę, na przekór sobie. Nie chciałam, oj nie, marzyłam o tym by zakopać się w mięciutkim puchu kołdry i przespać dzień dzisiejszy, ale wstałam. Uszczupliwszy nieco dziecięce zasoby lekarstw, po trzech kawach, zaczęłam w końcu myśleć, działać, żyć.
Mąż mój, widząc, z jaką chęcią opuszczam wygodne pielesze, wygonił mnie wręcz na dwór. Na powietrze. Bym poczuła tę wiosnę, bym złapała oddech i nabrała sił. Pomogło. Ta chwila, ten moment, parę minut dało mi siłę na dalszą część dnia, pozwoliło obudzić się, oprzytomnieć. By znaleźć w sobie siłę, znaleźć motywację i chęci.
Grzechem by było tak piękny dzień przespać. Grzechem, nie widzieć jak bawią się dzieci, jak się tulą, kochają i śmieją. Razem, wspólnie, choć każdy zajęty czymś innym. Grzechem by było nie wstać, by cieszyć się pięknem wspólnoty, pięknem rodziny i szczęścia. Grzechem, nie przytulić się do męża i nie poczuć, że przecież nie jestem ze wszystkim sama. że mimo całej swojej bezradności i słabości - mam jeszcze Jego.
Tak wiele sił daje chwila w ramionach ukochanej osoby. W biegu, w przelocie, przystając by wspólnie się objąć. Sekunda lub dwie a siłę dają na wiele wiele godzin. Ta krótka chwila, ten moment, uświadamia mi, że nawet czując się podle i wyglądając jak zombie mam wsparcie. Ta krótka chwila daje mi wiarę, że cokolwiek by się nie działo damy radę. Bo jesteśmy razem. Dwa ciała, dwa umysły i jedno serce.
A gdy do tego uścisku dołączą jeszcze skarby, to choć rąk brakuje by wszystkich ich objąć, uścisnąć, to czuję, to wtedy dopiero czuję tą siłę jaką daje rodzina.
Siłę, jaką niesie za sobą miłość.
Nasza miłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cieszę się z każdych odwiedzin, z każdego komentarza. Zapraszam Was do siebie licząc po cichu, że spodoba Wam się w naszym małym magicznym świecie :)