Zagubieni, zabiegani, tak wiele cennych chwil przecieka nam przez palce.
Małżonek mój w pracy, mimo soboty iść musiał bo rozporządzenie odgórne poszło że do odwołania wszystkie soboty pracujące.
Wczoraj spięcie miał z szefem bo o dwunastej dowiedzieli się że piątek 12 godzin w pracy będą siedzieć, a my lekarza zaplanowane mieliśmy i wojna wielka i szefa fochy bo przecież mówił, uprzedzał, że w piątek lekarza mamy i jak się nie da na popołudnie to wolne będzie brał.
Wolnego nie wziął, na popołudnie się udało a i tak wojna.
Bo nie można dzień, dwa wcześniej uprzedzić że będzie dzień, że trzeba będzie dłużej zostać, że jest konieczność taka, tylko tak z partyzanta mówią - dzisiaj zostajecie, i tyle.
Mąż z pracy wyszedł i tylko to go uratowało,
że mówił wcześniej, że od poniedziałku o tym lekarzu nieszczęsnym mówił.
Po pracy praca nad stroną ... a życie ucieka.
Nie może powiedzieć "nie".
Nie może przystopować.
Pędzi tak, jak go gnają, a korzyści z tego marne.
W planach było jezioro i ogród i spacer i wypad na jagody i mnóstwo czasu razem, rodzinnie spędzonego, a wyszła ... d... .
Jest jeszcze niedziela, ale czy w ciągu jednego dnia da się nadrobić tydzień?
Jak długo można tak w pędzie i biegu?
I kiedy się w końcu zatrzymać?
Czasy są takie i takie pensje, że nikt głośno nie krzyczy, nie mówi - bo o czym.
Nie pójdzie?
To zwolnią, a praca jest przecież potrzebna. I
patrzę na niego gdy pada wieczorem zmęczony na łóżko i boli mnie że nie wiem jak pomóc.
Jak pogodzić to wszystko, połączyć w spójną całość, by wszyscy byli zadowoleni?
Może pójdziemy na spacer po południu, a może i jutro do lasu, kto wie ...
ale mam ostatnio takie dziwne wrażenie że te chwile rodzinne musimy czasem życiu z gardła wydzierać, by uszczknąć choć odrobinę dla nas samych, dla naszej rodzinki.
Ze o chwile spędzone wspólnie musimy walczyć,
czas dzielić i łączyć by jak najwięcej go dla nas zostało.
Wiem, że wiele z Was ma jeszcze gorzej, że część rodziny za granicą lub w drugim końcu Polski, i też musicie łapać, kraść te chwile rodzinne, by było co wspominać, by dzieci wciąż czuły że rodzina w komplecie, że jest dobrze.
My sami od jakiegoś czasu rozglądamy się, myślimy, i coraz bardziej skłaniamy się ku wyjazdowi męża.
Niestety.
Choć większa jest liczba minusów niż plusów,
to patrząc w przyszłość, ten wyjazd by bardzo nam pomógł.
Ale buntuje się we mnie wszystko i serce me krzyczy by tego nie robić.
Nie chcę, nie zgadzam się,
nie podoba mi się ta konieczność ciągłej pracy, ciągłej gonitwy.
Ale wiem, że tak trzeba.
Nie dla nas, nie dla bogactwa, lecz dla dzieci.
By przyszłość jakąś im zapewnić i godne życie.
Ja jutro wybywam na całe 12 godzin do pracy, raz ze brak ludzi, dwa że jakoś tak odmówić mi było nie na rękę a trzy kasa wpadnie, masz racje wydzieramy czas dla siebie jak psu z gardła, co zrobić takie zycie, leci na łeb i szyje i tylko spoglądamy na boki o ile zdążymy :)
OdpowiedzUsuńTo prawda :) Ale dobrze by było mieć świadomość, że jest wybór :) Wtedy inaczej się pracuje :)
UsuńNo niestety- pracodawcy teraz wykorzystują pracowników jak się da, bo wiedzą, że nawet jeśli pracownik odejdzie to na jego miejsca zaraz znajdzie się kolejny. A pracy nikt stracić nie chce, bo przecież za coś trzeba utrzymać rodzinę...chory kraj.
OdpowiedzUsuńNiestety :( Miejsc pracy jest dużo mniej, niż osób, które jej potrzebują. Pracodawcy przeważnie mają w kim wybierać, więc wykorzystują sytuację.
Usuńjuz niedługo i ja tez powędruję do pracy... puki co cieszę sie urlopem wychowawczym
OdpowiedzUsuńI ja obecnie jestem na urlopie wychowawczym :) Do pracy tęsknię, ale cieszę się każdą chwilą spędzoną z dzieciaczkami :)
Usuń