Spacery z czwórką dzieci to nie przelewki. Ale samotne spacery z czwórką dzieci to już jest masakra. Półtorej godziny ubierania. Cztery razy szukane buty, trzy razy przebieranie, w międzyczasie karmienie, znów przebieranie i w końcu byliśmy gotowi do drogi. Wyprowadziłam Kropelki na korytarz, zamknęłam drzwi, stanęłam na środku schodów - tak, by sięgnąć z góry chłopców i postawić ich na dół. Wzięłam Janka na ręce, ale zanim zdążyłam postawić go na dole musiałam lecieć po Oskara, który na kolanach już pół drogi zdążył biegiem na piętro pokonać. Na szczęście udało mi się go złapać i mogłam kontynuować misję spacer.
Gdy wszyscy bezpiecznie byli już na dworze pojawił się kolejny problem. Ola i Roksanka postanowiły iść pod las, Janek chciał do pieska a Oskar do ogrodu. Każde więc w inną stronę się rozbiegło a ja zostałam na środku podwórza zastanawiając się co teraz. Udało mi się za rączkę Janka złapać, Oskar sam przyszedł gdy już widział że za ścianą domu znikamy, za to dziewczynki co chwila musiałam stopować bo uradowane wizją spaceru gnały przed siebie byle szybciej.
Do bezpiecznej drogi, tak by dzieci mogły pobiegać doszliśmy bez większych problemów. Problemy zaczęły się później. W połowie drogi chłopcy stwierdzili, że mają dość. Zaczęli więc klękać i kłaść się na zmianę na ziemi. Olunia chciała ulepić bałwana z błota, szkoda tylko, że na rękach miała biało - żółte rękawiczki. Ja sama, zziajana, spocona stawiałam na nogi jednego z urwisów a drugi w tym czasie korzystał i albo uciekał - albo kładł się zamiast brata. W końcu skapitulowałam. Wzięłam urwisy pod pachę, dziewczynkom nakazałam powrót do domu i tak maszerowaliśmy, z przodu one, z tyłu ja z palącymi z bólu rękoma, taszcząca dwóch dwustukilogramowych i złych na mnie chłopców.
W końcu udało nam się dotrzeć do domu. W sumie nie było źle. Wszyscy dotarli do domu cali i zdrowi, dzieciaczki miały frajdę, Ola mogła wyjść w swojej ostatnio ulubionej czapce, a po powrocie w ciągu 10 minut cała trójka spała w najlepsze. Roksanka za to pomogła mi uprzątnąć na spokojnie po spacerowe straty.
1,5 godziny ubierania, 30 minut spaceru i trzy pralki prania: 5 ubłoconych kurtek i spodni, 5 ubłoconych par butów i rękawiczek, czyste zostały dwie czapki i trzy szaliki. A wieczorem okazało się, że w aparacie, który de facto rozładował się już po 10 minutach, miałam złe ustawienia i nawet zdjęcia nie wyszły tak jak chciałam.
Kolejny spacer - tylko z osobą towarzyszącą. Sąsiadkę chociaż jakąś porwę, albo na męża zaczekam. Tak będzie lepiej dla wszystkich :D
A aaa !!! Już nigdy nie będę narzekała na spacer z dwójką !!!
OdpowiedzUsuńNie było aż tak źle :D
UsuńAle jak ma działać to w razie dużych nerwów po spacerze zaglądaj do tego posta :))
Tak dla poprawy humoru ... :)
Szacunek!To dopiero bylo wyzwanie, a nie jakies tam przysiady czy brzuszki...
OdpowiedzUsuńGratuluje opanowania i pozdrawiam :-)
Oj tak, na ręce ćwiczenie rewelacyjne :)
UsuńWitam w moich skromnych progach i Pozdrawiam Serdecznie!
Ja też jestem mamą 4 maluchów.Mam jedna córeczkę i 3 synów,fajnie jest poczytać,że ktoś ma takie przeżycia jak ja :) Pozdrawiam serdecznie.Dominika
OdpowiedzUsuńWitaj Dominiko :)
UsuńAle masz fajną ekipę :) A w jakim wieku masz dzieciaczki?
Pozdrawiam Serdecznie!
jak ja cię rozumiem, co prawda tylko "bliźniaczki" i gaba , ale wyszykować to, zejść na dół.....
OdpowiedzUsuńTo chyba dwa najtrudniejsze "etapy" wychodzenia na spacer :D
UsuńCudnie :) Szczerze Cie podziwiam. Zawsze marzyłam o dużej rodzinie :) Nie wyszło z różnych powodów. Myślę, ze nawet te pralki, te godziny ubierania mają jakiś fajny posmak domu, rodziny przez duże R. Buziaki :*
OdpowiedzUsuńWiesz Aniu, ja myślę, że tak na prawdę nie ma znaczenia wielkość rodziny. Ważna jest wzajemna miłość i szacunek do siebie na wzajem. Jeżeli wśród domowników jest miłość, jest zrozumienie i odrobina empatii - to już jest Rodzina - przez duże "R" :)
UsuńJa też mówią nigdy więcej narzekania na spacer z dwójką dzieci.
OdpowiedzUsuńGratuluje mega spokoju:)
Cześć Klaudia :)
UsuńNie ma czego gratulować :) Dwójka łobuziaków też potrafi dać w kość :)
Ja to jeszcze podziwiam że mimo czwórki dzieci ,masz czas by codziennie zamieszczać posty na blogu:) naprawdę szczerze cię podziwiam:)
OdpowiedzUsuńCodziennie może nie, zrezygnowałam z codziennych postów bo niektóre były "na siłę", ale staram się trzy, cztery posty w tygodniu zamieszczać. Blog jest takim moim oknem na świat, dzięki niemu poznaję wiele wspaniałych osób. To taki wentyl bezpieczeństwa :) Miejsce, w którym realizuję moją potrzebę pisania, wygadania się, to po prostu miejsce w którym się spełniam jako Ja.
Usuńi tak trzymaj:)
Usuńpozdrowienia i zapraszam na mój blog:) http://szczesciepodwojne.blogspot.com/
Już zerkam :) Dziękuję za zaproszenie :)
Usuńo ja cię :) ja z dwójka czasami tyle wychodzę, ale walczymy o dyscyplinę przy ubieraniu, bo zimą trwa to najdłużej :)
OdpowiedzUsuńbędę tu zerkac :)))
biesy dwa pozdrawiają :)
Zapraszam Serdecznie do zaglądania, podczytywania i komentowania :)
UsuńI ja lecę zerknąć do Was!
Pozdrawiam Serdecznie!
Szacun. Ja czasami przy dwójce Oniątek wymiękam :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że ogarnąć dwójkę czy czwórkę nie wielka to różnica :) I tak oczy trzeba mieć dookoła głowy :)
UsuńMożliwe, z pewnością wiesz to lepiej:)
OdpowiedzUsuńDo eksperta mi daleko :D Musiałabym poznać opinię mamy z co najmniej piątką dzieciaczków by mieć odniesienie :) Ale tak myślę. Dwójka, czwórka i tak każde może iść w swoją stronę a my musimy kombinować by była to ta sama strona :D
UsuńTak, skąd ja to znam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - mama czwórki dziewczynek.
Witam w moich skromnych progach :)
Usuńz ciekawości zapytam ile dziewczynki mają lat?