Straszne strachy nawiedziły nas dzisiaj. Przy wtórze dźwięków muzyki opanowały mieszkanie i spać wcale a wcale nie zamierzały. Co prawda po domach strachów nie puściłam, coby nie straszyć zbytnio w okolicy (jakoś nie przekonuje mnie chodzenie po domach), ale córcia tyle się w szkole o Halloween nasłuchała, że uległam namowom i zafundowałam im zabawę w domu. Bez straszenia, na wesoło, z tańcami, buziakami i straaaaasznymi gilgotkami. Była masa śmiechu, wesoła zabawa, ubaw po pachy.
Do tej pory omijałam Halloween szerokim łukiem. Nie kusiło mnie, nie korciło, nie czułam żadnego przymusu ani chęci, by w jakikolwiek sposób obchodzić to święto. Nie uznawałam go po prostu. Roksana jednak poszła do szkoły. Oświecona szkolną widzą od ponad tygodnia myślała, planowała - tak bardzo chciała się przebrać. Zgodziłam się więc - i nie żałuję :) Potraktowałam to jak bal przebierańców, machnęłam straszliwe makijaże specjalnymi farbkami do twarzy, puściłam muzykę i gotowe! Bez dyni, lampionów, zgaszonego światła. Bez straszenia (no oprócz makijażu i matczynych włosów które dziś nad wyraz strasznie się układały) i rozmów o śmierci. O śmierci rozmawiać będziemy w dniu Wszystkich Świętych. W tym dniu skupienia, wyciszenia, wspomnień o bliskich których już z nami nie ma. Nie w czasie wygłupów i żartów, bo temat śmierci nijak do żartów nie pasuje.
Zanim jednak zorganizowaliśmy "bal", zajęłyśmy się przygotowaniami do pierwszego listopada. Przycinałyśmy gałązki, w doniczki nałożyłyśmy piasek i kamienie, wspólnie bawiłyśmy się bibułą tworząc kwiaty, starałyśmy się zrobić stroiki, którymi udekorujemy nagrobki bliskich. Prace końcowe, czyli moczenie naszych tworów w roztopionym wosku, suszenie i doczepianie do gałązek robiłam już sama gdy dzieciaczki poszły spać.
Czy nam wyszło? Dziewczynkom się podobało, mąż pochwalił, ja tam niezadowolona z efektu jestem, ale to nieistotne. Ważne, że wspólnie stworzyłyśmy dzieła, które już rano powędrują dla naszych bliskich. I nawet jeżeli będą wyglądały przy "kupnych" stroikach mizernie - to nasze dzieła, naszymi rękami stworzone, robione z sercem i zacięciem. Ku pamięci i dla pamięci.
Może w dzień, przy normalnym świetle uda mi się zdjęcia wiązanek wstawić. Ale nie o efekt tak na prawdę chodzi. A o pamięć. To pamięć w tym wszystkim jest najważniejsza. I tego staram się uczyć dzieci. By zawsze pamiętały.
Ja też nie uznawałam Halloween, ale cóż... jak się ma dzieci to czasem trzeba coś wbrew sobie zrobić.
OdpowiedzUsuńKiedyś w szkole nie było takiego boomu na Halloween. Nie rozmawialiśmy o dyniach, strachach, nie reklamowaliśmy ciasta dyniowego. wszyscy wiedzieli że gdzieś tam to Halloween jest. Ale nikogo to tak nie kręciło. Ale jeśli w szkole dynie i strachy rządzą, jeśli moje dziecko przychodzi po lekcjach i mówi że muszę ciasto dyniowe zrobić - bo Halloween przecież, namawia na straszenie sąsiadów - nie wiem tak na prawdę jak mam się zachować. Powiedzieć że kłamią, że nie obchodzimy? Że to nic fajnego? Wolę pokazać to Halloween ale w sposób łagodny. Nie jako święto duchów i strachów. Jako zwykły bal przebierańców.
Usuńu nas się jeszcze nie domagają, choć na życzenie gabi rok temu była dynia powycinana, w tym roku nie wołała
OdpowiedzUsuńMyślę , ze wszystko zależy od tego, jak głośno o Halloween jest w szkole. Bo to stamtąd przychodzi najwięcej pomysłów.
Usuńmoja starsza jest w przedszkolu więc jeszcze nic o tym nie mówiła,ale ciekawe jak będzie w przyszłym roku w szkole
OdpowiedzUsuńmi to święto jakoś nie przeszkadza
Myślę, że nie jest to u mnie kwestia tego że święto mi przeszkadza, ale nie czułam nigdy potrzeby obchodzenia go w jakiś specjalny sposób. Zwłaszcza, że od dawna ten dzień przeznaczałam na szykowanie się do Wszystkich Świętych. (Nie mówię tu o fryzjerze itp.) Zawsze w tym dniu robiłam stroiki na groby a jak miałam czas i materiały, wytapiałam świece :) A teraz muszę jeszcze wcisnąć tam Halloween :D
Usuńno pewnie niech dzieciaczki sie też bawią:) piekności Ci powychodziły:)
OdpowiedzUsuńTyle mają dzieciństwa na ile im to umożliwimy :) Dziękuję :)
Usuń