niedziela, 19 stycznia 2014

Kuchenne marzenia

Ile się trzeba za jednym meblem nalatać, ile nerwów stracić; ile pokus ominąć i pułapek i sideł - niepojęte! Przyszła pora na kuchnię, meble, lat mają tam ze dwadzieścia, a może i więcej, coś trzeba było z fantem tym poczynić. Na pomysł więc z mężem wpadliśmy, że kuchnię odświerzyć należy i meble koniecznie zakupić.
Niby nic, ale dwa bite tygodnie szukaliśmy tego, co zdoła nas zainteresować. Dwa tygodnie przeglądania ogłoszeń, wertowania stron, latania po sklepach, zbierania katalogów, by znaleźć kuchnię marzeń, w dodatku - w dobrej cenie!

Sprzedawcy prześcigali się w pokazywaniu coraz to lepszych mebli, prężyli przed oczami sterty katalogów, każdy chciał by u nich, bo dobrze i tanio i ładnie. Wyjątkowa oferta! A że cena jak z choinki, albo jakość kiepska - o tym  starali się nie wspominać. Bo po co wady podkreślać. O wadach się nie mówi, wady się przemilcza,  nic przecież nie jest ważne - byłe by towar sprzedać, niby opchnąć jak najszybciej, byle z głowy.

Sprzedawców na pęczki, a każdy inną taktykę obierał, by dojść do celu upragnionego - by sprzedać nam towar. Jacy to sprzedawcy? I jaka taktyka?


  • Elegancka marynarka, spodnie na kant - klasa. Pan około 30, z pochmurną, zawsze poważną miną, stoi na posterunku bacznie śledząc nas wzrokiem. Przechadzamy się pomiędzy ekspozycjami, dyskutujemy, przerzucając się argumentami. Jedna z kuchni szczególnie wpada nam w oko. Oglądamy dokładniej, na głos już szukając odpowiedniego ustawienia - pan dalej stoi na posterunku, nieruchomy niczym Sfinks - i tylko oczy ruchome i ten nos cały odróżniają go od budowli. Podchodzę, by zapytać o szafkę, dokupilibyśmy, butlę na gaz też trzeba schować. Idę więc, i pytam grzecznie, o możliwości. Możliwości nie ma. Zestawy są pełne, niezmienialne, idealne. Pan cichym, lecz stanowczym tonem wyraża swoje niezadowolenie, że pragniemy coś dodać, coś zmienić t tym idealnym układzie, który ma przecież wszystko ... 
  • Drugi sklep, drugi sprzedawca już od progu atakuje nas katalogiem. Już przy drzwiach informuje, że mamy sobie wybrać, mamy pomyśleć i podać. Szafek w katalogu multum, zestawów na ekspozycji kilka, tylko jak coś wybrać, gdy na żywo nie zerknę, a pan ów w przejściu stojąc maluje przed nami wizję świetlanej, kuchennej przyszłości - zastawiając nam drogę ku meblom. Grzecznie więc pytam, czy można na żywo obejrzeć, zobaczyć te meble, co skrupulatnie przed nami zakryte. Można, i owszem, pan powoli usuwa się z drogi - ale nie ma potrzeby. Przecież wszystko na zdjęciach jest. W katalogu! 
  • Kolejne miejsce kusi, przywołuje. Piękne ekspozycje przyciągają spojrzenia - do czasu, aż nie spojrzy się na cenę. Sprzedawczyni nie ma, przy najmniej psychicznie. Przy oknie stoi manekin, z telefonem przy uchu żywo rozprawiając o wieczornej wizycie u kosmetyczki. "Wolne jutro mam, na oczyszczanie idę. Takie pryszcze mi wyszły, że nie pytaj  ... Paznokcie sobie zrobię, tak, ten róż co ty miałaś, tylko nie wiem, czy do  kiecki mi będzie pasował ... " Wyszliśmy. Bez katalogu, bez propozycji, tak jak duchy, po cichu, bez dzień dobry i bez do widzenia ... niewidzialni. 
  • Kolejny Salon pokazuje klasę.  Pan grzecznie czeka, aż zerkniemy na wszytko, po czym podchodzi z katalogiem w ręku. Uprzejmie odpowiada na pytania,  po czym grzecznie zapytuje o nasz wybór. Chcę iść dalej, porównać, sklepów u nas multum - ale to już nie po jego myśli. Po co macie Państwo chodzić. U nas jest wszytko, co Państwu potrzeba. Ja czuję niedosyt, chcę jeszcze porównać. Żegnam się uprzejmie, by na wyjściu usłyszeć "Głupi smarkacze, głowę zawracają" ... nie zawróciłam. Szkoda moich nerwów. W sumie  - to chyba komplement, bo do grona smarkaczy dawno nas nikt nie przypisał. 
Punktów było wiele, i sprzedawcy różni, kuchni obejrzanych już nawet nie zliczę. Ale w końcu wybrałam. W niepozornym punkcie, gdzie za ladą Pan Starszy wiekiem, dał czas do namysłu, zapytał o chęci. Wysłuchał, doradził nic nie narzucając, po czym dał propozycję, by przespać się z myślą, przemyśleć koncepcję i wrócić - gdy będziemy chcieli. Wróciliśmy. Z gotowym pomysłem, głową pełną szafek i naszą wizją. Która za dwa, trzy tygodnie przyjedzie gotowa. Jeszcze po marudzić zdążyłam, i koncepcję zmienić. Kolory dopasować, by w dzień zamówienia jeszcze z prośbą dzwonić, bo może blat by inny, i witrynka jasna ... . Będzie tak jak chcemy. I choć meble nie są może marzeniem projektanta, to tym lepsze będą, bo przez nas wybrane. A jak wyglądają? Szczerze? Nie mam pojęcia! Widzę fronty, kolory, i układ mam w głowie, blat cudny paskudny, pytanie jak całość! Ale to czy ma wizja z myślą się pokryje okaże się wtedy, gdy meble przyjadą. Bo zrobią je dla nas! Ba! Zrobią je dla nas w cenie, w jakiej tańsze zestawy z sieciówek spotkać można. 

Warto jednak wybrzydzać, warto szukać i szperać. Chociaż fronty, korpusy, już po nocach się śniły,  jestem zdania że warto czas poświęcić i myśli, by mieć to,  czego się szuka! By wybrać najlepiej! I by nie gdybać później, że można jednak było inne.  Po co brać pierwsze z brzegu, gdy okazja gdzieś czeka. Trzeba dobrze poszukać, a w końcu uda się trafić na coś, co od progu krzyczeć będzie radośnie - jestem! By mieć pewność, że to właśnie to. Że tego właśnie pragnę!

A dalej? Czas na remont :D


8 komentarzy:

  1. a na zamówienie?moja taka jest , choć nie jestem zadowolona z wykonawcy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w końcu po takich poszukiwaniach zdecydowaliśmy się wybrać kuchnię na zamówienie :)
      Pytałam po znajomych - firma opinie ma dobre, i cenę bardzo rozsądną zaproponowali więc ryzykujemy :)

      Usuń
  2. Wyprawa jak po złoto ale najważniejsze ze jest satysfakcja ;) czekam na fotorelacje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak przetrwamy remont, to może i fotorelacja się ukarze :D

      Usuń
  3. Przechodziłam przez to 2 lata temu i co? I dzisiaj zrobiłabym wszystko inaczej :) powodzenia w remoncie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już wiem, że mogłabym inaczej :P Ale to przy następnej okazji :D

      Usuń
  4. ;-)))
    skoro w sklepie nie było sprzedawcy to trza było bagażówkę zamówić i meble do domu zabrać... Manekin przecież by Was nie gonił - nazbyt zajęty rozmową o rzeczach NAJważniejszych ;-)))
    Ja tak właśnie MOJEGO łóżka szukam...
    Na razie w Necie... z tego bym chciała nogi, z tego zagłówek, do tego baldachim bym dorobiła a to byłoby już prawie prawie gdyby nie... kolor...
    i chyba pozostanie na tym, że na zamówienie będę robić bo ceny gotowych też jakoś nie zachęcają ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, żebyśmy transport mieli pod ręką to kto wie :D Nie wiem, czy "Manekin" zauważył by, że coś wynosimy :D
      Ja tak samo meble do kuchni wybierałam, oglądałam, wyłapywałam to co mi się podoba, a w końcu i tak zamówilyśmy. Cenowo bez różnicy, ale będę przynajmniej miała to, co chcę :)

      Usuń

Cieszę się z każdych odwiedzin, z każdego komentarza. Zapraszam Was do siebie licząc po cichu, że spodoba Wam się w naszym małym magicznym świecie :)