poniedziałek, 10 listopada 2014

Marzenia (nie) do spełnienia.


Sklep, jak każdy inny. Stoją przy półce z promocjami. Kolorowanki, zabawki … Mamo, mogę? Po oczach biją upusty. 30%, 40%, 70% rabatu. Może tym razem się uda? Bierze w ręce wymarzoną kolorowankę jej dziecka. Może się uda … z nadzieją w sercu idzie do czytnika. Ręka drży, gdy przykłada marzenie dziecka do skanera, by po chwili, w duszy, powiedzieć sobie, cholera. Przykro mi. Nie mamy tyle pieniędzy.
W koszyku tylko chleb i kurczak. Był przecież tak tani. A mimo wszystko spogląda w oczy swojego życia i mówi, „nie tym razem”. Słowa wbijają się w serce dziecka jak nóż. Po policzku zaczynają spływać łzy. Ciche, bezgłośne. Spokojne.

Mama, ze spuszczoną głową idzie odłożyć dziecięce marzenie na półkę. Może następnym razem … . Wychodzą ze sklepu. Oboje ze spuszczonymi głowami. Ona zaciska zęby z rozpaczy i bólu. Znów to zrobiła. Dała nadzieję, jednocześnie ją zabijając. Ono, cichutko ociera łzy. Tłumi wyrywający się szloch. Następnym razem … mama tak często to mówi. Następnym razem … czy wtedy słowa okażą się prawdą? Może następnym razem … . Zapinane w pasy, nie potrafi już utrzymać szlochu w przepaści duszy. Zaczyna płakać, wciąż cicho, wciąż bezszelestnie, krojąc serce mamy na milion drobnych łez. Przytula je do serca, szepcząc magiczne słowa. Następnym razem, mama będzie miała więcej pieniędzy. Następnym razem … . Jadą do domu, oboje z sercem pogruchotanym codziennością.

Noc przynosi cierpienie i łzy. Mama wie, że po raz kolejny zawiodła. Ono leży obok, bezpiecznie wtulone w jej serce. Śni, o następnych razach. Tych najlepszych. Wspaniałych. Udanych. Ona siedzi głaszcząc je po głowie. Po policzkach spływają jej łzy. Serce kuje niepewnością jutra i beznadziejnością dziś.

Święta, to czas różnic i kontrastów. To czas, w którym świat, dzieli się na bogatych i biednych. Na szczęśliwych i smutnych. W obu domach będzie po dwanaście potraw. W jednym policzą każdą z nich osobno. W drugim, z wiaderka śledzi, zrobią sześć, siedem różnych potraw, i każdą z nich policzą. Doliczając herbatę, masło, i ten pęczek pietruszki, użyty do przystrojenia stołu.

Ilu rodziców, zaciska z bezsilności pięści? Chodzą do pracy, starają się jak mogą, a mimo wszystko stojąc przy półce w sklepie, wciąż kalkulują, czy starczy im jeszcze, na cholerną kolorowankę. Ile dzieci, codziennie tłumi płacz, po raz kolejny słysząc, „może następnym razem?” Ilu rodziców, nocą roni z bezsilności łzy? Chwilowa radość z tego, że w końcu wpłynęła wypłata, gaśnie, wraz z kolejnym opłaconym rachunkiem. Gdy kończą przelewy, stan konta, pokazuje pustkę. Z tą pustką chodzą do sklepu. To z niej wyliczają na codzienność, modląc się, by nie doszedł żaden niepodziewany wydatek. To z pustki, wyliczają, czy starczy, na dziecięce marzenie, które z każdą wizytą w sklepie maleje, by kiedyś w końcu stać się nicością.

Rozejrzyjmy się wokół. Może i my możemy jakoś pomóc? Może dla nas, to dziecięce marzenie jest do udźwignięcia? Ci, którzy mają najmniej, najczęściej siedzą cicho. Widzimy ich codziennie, mijamy z radosnym dzień dobry. Nie widzimy smutku w oczach, podkrążonych ze zmęczenia oczu. Nie widzimy w sercu tysiąca małych igieł bezsilności. Może warto się rozejrzeć. Warto pomóc? Choć ten jeden raz, przed świętami. Inicjatyw jest mnóstwo. Można popytać w Caritasie. Poprosić o pomoc, w znalezieniu rodziny w potrzebie. Można dołączyć do Szlachetnej Paczki, i tam wybrać rodzinę, której będziemy w stanie pomóc. Można rozejrzeć się samemu. Po cichu przygotować upominki, by w pewien zimowy dzień dotarła do kogoś paczka, pełna rodzinnego szczęścia.


Szczęściem trzeba się dzielić. Podzielmy się nim i my. Tak, jak potrafimy, jak chcemy najlepiej. Uwzględnijmy potrzebę dyskrecji, uwzględnimy, pragnienie posiadania godności. Najlepsza pomoc, to ta cicha. Nie zna twarzy i nie zna osoby. Zna tylko dobre serce, wyciągnięte ku sercu. Zna uśmiech radości i iskrę w oczach dzieci. Zna wykorzystaną szansę. Nadzieję, na lepsze życie. I wiarę. Wiarę, w drugiego człowieka. 

źródło: internet

10 komentarzy:

  1. Przykre to i prawdziwe. Dlatego co roku przygotowujemy pakę dla dzieci z potrzebujących rodzin. Żeby móc podarować komuś chwilę radości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radości, wewnętrznego spokoju, kilka nocy spokojnego snu, poczucie bezpieczeństwa ... dajesz więcej niż radość! Dajesz im nadzieję :)

      Usuń
  2. Okazji na pewno nie brakuje, nie zabraknie.
    Wystarczy zechcieć i przejść do działania, ale to okazuje się być zwykle najtrudniejsze.

    Podoba mi się: "dzielmy się szczęściem" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Nie wystarczy mówić, bo to nic nie daje :) Trzeba działać, to znów nie jest takie trudne, tylko trzeba przygotować się na szok. Potrzeby rodzin są często tak przyziemne, tak oczywiste, że aż nie do pomyślenia.
      Dzielmy się szczęściem, bo to właśnie robimy! Dajemy szczęście, dając poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Nawet, jeśli jest ono tylko chwilowe.

      Usuń
  3. Niestety to tak cholernie prawdziwe i niestety prawda jest taka,że Ci co mają najmniej potrafią dać najwięcej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to bardzo często prawda. Ale wynika to stąd, że oni na prawdę rozumieją i naprawdę wiedzą, jak bardzo potrzebna jest pomoc :)

      Usuń
  4. Nawet jak ktoś nie ma kasy to może inaczej pomóc. Sama z Bankiem Żywności współpracuję. Koordynuję zbiórki w krakowskich marketach. I można. Poza żywnością często do koszy właśnie "coś" dla dzieci trafia.
    Ludzie chcą pomagać... Tylko czasem trzeba im pokazać palcem jak mogą pomóc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Pomagać może każdy i każdy, na swoją miarę :) Z tym pokazywaniem palcem trochę się nie zgodzę, bo często ta pomoc jest wtedy "narzucona". Nie w sensie przymuszania, ale często takie osoby pomagające, pomagają, bo Krysia z pod czwórki patrzy, bo Lesia z pod 10 dała to ja też dam! I dam więcej! A co będzie się chwalić ...

      Ale masz rację, są wśród nich osoby, które po prostu nie wiedzą, jak się za taką pomoc zabrać. Które potrzebują nakierowania :)

      Usuń
    2. Wiesz, chodzi mi o to, że czasem ktoś by pomógł, gdyby to nie wymagałoby od niego nic poza pomocą. Bank żywności ma plus - idziesz na zakupy, a pomagasz "przy okazji". Bo co to za sztuka wziąć 1 kolorowankę więcej (jeśli ktoś chce i ma na to)...
      Ale wiem, że jak sama chciałam oddać ciuszki po młodej, to domy dziecka itd nie były chętne. W końcu znalazłam przez znajomych rodzinkę z panienką rok młodszą. I wiem, ze tam jest radość z każdych butów, czy spodni. Pytając w MOPSie propozycji sensownej rodziny nie dostałam. Pijakom i nierobom nie dam. Tylko komuś kto chce, ale mu życie pod nogi kłody rzuca.
      A tyle oszustw i wyłudzeń, że pomoc komuś przelewem bankowym raczej nie wchodzi w grę. W miejscowości mam takich. Przez fundację zbierali. W pełni legalnie. A pod domem 4 samochody, pełen remont i impreza na dwadzieścia osób minimum 2 razy w tygodniu... Dzięki, trudno mi zaufać.

      Usuń
    3. Tu masz rację. Taka pomoc przy okazji, pozwala pomóc bez zagłębiania się w problem, potrzeby danej rodziny, bo paczki rozdziela ktoś inny. I ma to też swoje plusy, bo rodziny, którym się pomaga nie są wywołane do tablicy, pomoc jest dyskretna i nie obnaża ich problemów przed "całym światem".
      Oddawanie ciuszków, to już inna sprawa. Sami natknęliśmy się kiedyś na taki mur niechęci, do przyjmowania przez instytucje rzeczy już używanych. Można zanieść do OPS, ale zależy na ile paniom się chce, przyjmować, segregować, sprawdzać rzeczy, które ktoś przynosi i rozdzielać je do odpowiednich rodzin. Często jest tak, że jedna osoba zanosi, a za nią zaraz druga je bierze i ... wystawia potem na allegro.
      Ciekawą alternatywą są akcje Caritasu, takie jak wakacyjny zakup plecaków (kto chciał, kupował do nich pełne wyposażenie, a później plecaki trafiały do dzieci z rodzin potrzebujących) czy Szlachetna Paczka właśnie, gdzie rodziny są weryfikowane.
      Co do pomocy finansowej, to odważyła bym się tylko, naprawdę znając sytuację danej rodziny, znając ją osobiście. Jakiś czas temu, mąż pokazał mi na wyjeździe dom osoby, która zbierała właśnie przez fundację. Faktem jest, że mają chore, bardzo chore dzieciątko, ale to, co zrobili z tą kasą z fundacji ... z domku, w willę ... ogromną, kilka aut itp. ... szkoda gadać.
      Wszędzie znajdą się osoby, które w ten sposób próbują wyłudzić, wyciągnąć dla siebie jak największe korzyści. A najbardziej tracą na tym właśnie ci, którym pomoc na prawdę jest potrzebna. Dlatego jestem jak najbardziej za tym aby pomagać, ale świadomie i mądrze. Takich rodzin w potrzebie jest monóstwo, tyle że przeważnie nie mówią one głośno o tym, że pomocy potrzebują. Nie mówią, bo wstydzą się o taką pomoc poprosić. Często nie mówią, bo straciły wiarę w bezinteresowną pomoc drugiej osoby, stracił wiarę w ludzi. Ale tu też duże znaczenie ma podejście OPS-ów, bo jeżeli takie rodziny są odsyłane z kwitkiem, lub po walce z papierami i biurokracją dostają szałowe 20 zł w postaci zapomogi, a inne, gdzie znajoma, znajomej, koleżanka, koleżance, mimo że chałupa wypasiona, aut kilka i w sumie kasę mają (często na czarno zarobioną, ale o tym się przecież nie mówi) przydziela po kilkaset złotych, to ręce opadają z bezsilności.

      Usuń

Cieszę się z każdych odwiedzin, z każdego komentarza. Zapraszam Was do siebie licząc po cichu, że spodoba Wam się w naszym małym magicznym świecie :)