poniedziałek, 18 marca 2013

Łatki ...

Miałam dzisiaj zaskakującą wizytę.
 Była u mnie Pani z GOPS.
 Przyszła, rozejrzała się i zapytała ... czemu do nich nie przychodzę.
 Czemu nie piszę, nie mówię że potrzebuję pomocy. 
A potrzebuję?
 Kochani sąsiedzi widać są zdania że tak ... ale to przecież moja decyzja.
 Widać, ktoś chciał dobrze, tylko nie zna realiów

.Co z tego że mam czwórkę małych dzieci, że mleko, że pampersy których w tym momencie używa trójka moich szkrabów, nie ważne że chorują, że prawie 400 zł wydaliśmy na lekarstwa, a i opał trzeba było kupić ... takie rzeczy się nie liczą, nie liczą się z bardzo prostego powodu. Nie mieścimy się w progu wyznaczonym do otrzymania pomocy.Mówiąc w prost - mamy za dużo aby o pomoc się ubiegać. Ja jestem tego świadoma. Wiem, jakie prawa rządzą tym krajem, stąpam mocno po ziemi i szukam informacji. Staram się być na bieżąco z informacjami, które mogą pomóc naszej rodzince. Ale źle czuję się z myślą, że ludzie o mnie rozmawiają, za plecami oceniając moje zakupy, moje wydatki, mój portfel. 

Zaglądają do siatek, liczą, kalkulują, a gdy przychodzą do nas do domu latają wzrokiem po meblach, dywanach, szafkach i oknach, szukając ... w sumie nie wiem nawet czego. 
Tematu do plotek? 
A nie ma już o czym rozmawiać? 
Po co włazić innym buciorami w życie, doszukiwać się czegoś, czego nie ma, lub przypisywać więcej niż jest. Ja też mieszkam na wsi, ale nie rozumiem tego. 
Widzę, że są osoby której tej pomocy potrzebują na prawdę - im jest ona odmawiana. 
A główny wywiad przeprowadzany jest po "uprzejmych" sąsiadach. 
To, jaka jest rzeczywistość tak na prawdę się nie liczy, bo wystarczą dwa słówka nieprzychylnych pewnym osobom sąsiadów by pomocy nie otrzymać. 
Nie wchodzę w takie gierki. 
Widzę osoby, które liczą grosz do grosza, codziennie zastanawiając się co jest najważniejszym zakupem na dany dzień, osoby dumne, z godnością i zasadami moralnymi, które proszą o pomoc gdy jest im naprawdę potrzebna i widzę te inne osoby. 
W markowych ciuchach, butach, które kosztują często więcej, niż pensja mojego męża, które w powyciągane ciuszki wskakują tylko, gdy dostaną cynka o wizycie, do sklepu (do którego jest 5 min spacerkiem) podjeżdżając autem ...
 osoby bez godności, które pragną mieć tyko więcej i więcej. To te osoby najgłośniej krzyczą, najszybciej oceniają, bezmyślnie przypinają łatki, szufladkują, nie znając faktów.


 Boli mnie takie podejście, nie rozumiem go, naiwna. 
Nie lubię fałszu, nie znoszę obłudy. 
Wychowana w innym świecie, z innym pojęciem tego co dobre? Co słuszne? 
Myślałam, że pewne wartości są stałe i niezmienne. Myślałam, że wiem czym jest dobro i co za złe uchodzi. Myliłam się? Nie sądzę. Może po prostu urodziłam się w złych czasach, 
młoda a jednak bardzo staroświecka w swych przekonaniach ... 
jestem zdania, że o pomoc prosi się, gdy jest potrzebna, że wartości człowieka nie ocenia się po stanie posiadania ale po wnętrzu, po duszy. 
Po dobrym sercu okazywanym innym, nie tylko w potrzebie, ale też dlatego, że sama czuję potrzebę pomagania. 

Taki zwykły odruch, impuls serca, potrzeba duszy, potrzeba bycia dobrą, starania się przynajmniej, by dobrą być.  Tak mnie nauczono, tak mnie wychowano, taka jestem. 

2 komentarze:

  1. bardzo ciekawy wpis ..

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję, chociaż wolałabym prawdę mówiąc, żeby takich sytuacji nie było.

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się z każdych odwiedzin, z każdego komentarza. Zapraszam Was do siebie licząc po cichu, że spodoba Wam się w naszym małym magicznym świecie :)