poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Nowy tydzień

Nadszedł nowy tydzień.
Weekend minął, zostawiając po sobie cień wspomnień, zmęczenie i ... to w sumie wszystko.
Dziś poniedziałek, pierwszy dzień kolejnego tygodnia,
 który zapewne będzie pełen wrażeń - jak każdy nasz tydzień.
Małe i duże troski poprzedniego tygodnia minęły.
W zamian za nie pojawią się następne.
Ten dzień przywitał mnie słonecznie i z uśmiechem na buzi Janka, który stał nade mną, pytając wzrokiem - mamo, wstałaś? Zjadłbym coś.
Tak.
Noc była pełna wrażeń, więc mąż po niespełna trzech godzinach snu pojechał do pracy ...
ja dziś miałam ciut lepiej ... mogłam pospać do siódmej.
Oczywiście jak na noce pełne wrażeń przystało, w ostatecznym rozrachunku skapitulowaliśmy
 i trójka dzieci spała z nami ...
a że nasze łoże poszło w niepamięć kosztem miejsca dla dzieciaczków ... ciasno było - oj ciasno.
Ale nic to. Noc minęła.
Mamy dzień, dzień słoneczny, dzień który zaczął się pięknie, by po chwili dać o sobie znać moją sklerozą.
A tak. Zapomniałam o tym, że w tym tygodniu chłopcy mieli mieć ważenie.
Ale zadzwoniła pielęgniarka, że nie będzie, że nie może i może w sumie byśmy przełożyli.
A jak chłopcy? Dobrze?
To może przełożymy na za miesiąc ... ehh.
Zaspana jeszcze, nie do końca rozumiejąc o co tyle szumu rzekłam - dobrze.
Ważenie więc przełożone - na 15 maja.
Hmm ... to co, tak długo jej nie będzie?
Czy tak długo nie chce jej się posadzić dzieciaczków na wagę i miarę do ciała przyłożyć?
Ale niech będzie. W końcu i tak, jeżeli zauważę że coś jest nie tak, to pojadę.
A na razie nie ma po co. Bo na nocne pobudki nic mi nie poradzą.
Chciało mi się dwójki na raz, to i cierpieć muszę.

Rosołek wolniutko gotuje się w garnuszku, l
liczę na to, że pomoże Roksance w przezwyciężeniu choroby.
W sumie dzisiaj czuje się już w mirę,
co nie zmienia faktu, że wczorajszego wieczora do godziny 22 zbijaliśmy jej temperaturę okładami.
 Ani paracetamol, ani ibuprofen nie pomogły.
 Dobrze, że pomogły okłady.
 Inna sprawa, że gdy po 22 temperatura jej zeszła do znośnego 37,5, to i dziecko się nam rozbudziło, witając nas zupełnie przytomnym wzrokiem
 i serią pytań, które w czasie gorączkowej niemocy naszły ją w ilości sporej i nagle wymagały odpowiedzi. W końcu, zmęczeni ilością pytań niespożytą, zagoniliśmy ją z powrotem do łózka około północy - informując, że gdy jest się chorym, to jednym ze sposobów żeby wyzdrowieć jest sen. Wiecie? Pomogło!! Ale pomogło pewnie dlatego, że po ostatnim jej chorowaniu, już na sam dźwięk słowa choroba, stają jej łezki w oczkach i pyta przestraszona - mamo, ale Pani mówiła, że to był ostatni zastrzyk?! Nie będę już miała zastrzyków?
Ano na razie nie. W sumie to chciałabym, żeby w ogóle nie, ale nie skłamię przecież dziecku. Zwłaszcza że pamięć u niej dobra.

Idę więc dalej zatopić się w obowiązkach ... do zrobienia tak wiele, 
a dzień ucieka przez place ... 
gdyby tak na chwilę zatrzymać czas ... 

2 komentarze:

Cieszę się z każdych odwiedzin, z każdego komentarza. Zapraszam Was do siebie licząc po cichu, że spodoba Wam się w naszym małym magicznym świecie :)