No ale jak to! Pod ostatnim postem widnieje data 14 marca. Zniknęłam, zapadłam się pod ziemię, wsiąkłam jak kamfora by dalej walczyć z choróbskami. Ledwo cztery dni spokoju miałam, a te dziady znów wlazły na spokojnie, jak do siebie, rozpanoszyły się wszędzie i siedzą.
Wiem, to moja wina! Moja, bo puściłam Roksanę zaraz po chorobie do szkoły. Moja, bo nie wypytałam, a okazało się, że pół szkoły choruje. A jaka jest odporność po dwu tygodniowej kuracji antybiotykiem? Większa, niż po czterotygodniowym leczeniu chłopców, ale wciąż za mała, by poradzić sobie z wszech obecnymi wirusami. A jak już dostało się Roksanie, wiadomo było że i reszty dziadostwo nie ominie. Nie ominęło. Ja jedna jakimś cudem, zbiegiem okoliczności nie zachorowałam jeszcze. W sumie to dobrze, bo jak bym i ja poległa, świat by chyba stanął na głowie.
Co złego to nie my :D |
Nie poległam i mam się w miarę dobrze. W miarę. Bo kolana wciąż dochodzą do siebie po moich wyczynach biegowych, a i kręgosłup z uporem maniaka próbuje przypomnieć o swoim istnieniu. Trwam, działam, biegam, pomiędzy moimi choróbkami, w międzyczasie próbuję ogarnąć choć ciut mieszkanie, obiad jakiś upichcić leciutki - a dzień mija tak szybko, że nawet nie wiem kiedy nadchodzi pora, by kłaść łobuzów do spania.
Wytrwałam jednak w postanowieniu. Czasem udaje mi się, gdy jeszcze nie śpią, a czasem gdy już zasną, ale zawsze znajduję chwilkę by pobiegać lub poćwiczyć. Może być pięć minut rozciągania, wypróbowanie paru ćwiczeń z jogi, parę przysiadów - cokolwiek. Chwilka dosłownie, dla ciała i dla ducha. Wciąż mam nie pomalowane paznokcie, włosy moje wołają o pomstę do nieba, ale robię coś dla siebie. Pamiętam o sobie. I jest mi z tym dobrze.
- A co ci znowu strzeliło do głowy? Takie słowa usłyszałam, gdy po raz pierwszy oznajmiłam mężowi że idę pobiegać. Nie dziwię mu się. Od ślubu, nie biegałam ani razu. W sumie, ze sportem mijałam się jak mogłam. Bo czasu przecież nie mam, roboty tyle, obiad, pranie porządki, spacer z dziećmi, lekarz, to, tamto ... wstyd! Szukałam wymówek, nie chciało mi się, o tak! Bardzo mi się nie chciało! A jednak!
A jednak działam. Bardzo powoli i bardzo w swoim tempie. Ale robię COŚ dla siebie. Dla swojej kondycji która jest mimo wszystko na minusie. Dla samo poczucia, które przez to ciągłe chorowanie Kropelek jest w totalnej rozsypce. Dla oddechu, wytchnienia, odpoczynku, dla zdrowego zmęczenia.
Nie jest żadnym wyczynem paść wieczorem ze zmęczenia. Przy dzieciach to norma. Zasypiasz z dziećmi w myślach, w nocy śnią się niepowodzenia, ranek rozpoczyna się od bólu głowy i hektolitrów kawy. Śniadanie nie raz jesz na obiad, obiad na kolację a zamiast kolacji pochłaniasz kolejną tabliczkę czekolady. Piszę zaczynasz, ale myślę też o sobie. Nieeee, myślę głównie o sobie. Jest jednak różnica. Odkąd zaczęłam ćwiczyć, dni są jakieś lepsze. Nawet, jeżeli dzień jest okropny, dzieci marudzące i wszystko jest na nie, wieczorna porcja ćwiczeń przynosi ukojenie. Zmęczenie umysłu ulatuje, a zamiast niego pojawia się zmęczenie fizyczne. Pełne pozytywnej energii wypełnia umysł i ciało pozwalając na prawdę odpocząć, odsunąć złe myśli, zapomnieć na chwilę o zmartwieniach i troskach. Pozwala na prawdę odpocząć. A ja dzięki niemu lepiej śpię, lepiej witam dzień, czuję się lepsza.
I mogę ze spokojem i otwartym umysłem powiedzieć:
witaj chwilo, witaj dniu, witaj życie!
Bardzo fajnie, że z optymizmem podchodzisz do dalszego życia. Masz wspaniałe krople szczęścia dla których warto żyć. Twój blog jest bardzo interesujący i napewno będę tu częściej zaglądać! (http://e-galimatias.blog.pl/)
OdpowiedzUsuńWitaj Mariko :) Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńBiegaj, biegaj, biegaj, rozciągaj się, rób przysiady... i co tam jeszcze wymyślisz.
OdpowiedzUsuńJa codziennie wieczorem, kiedy zamykam drzwi za mną i małą Ba zastanawiam się, czy uda mi się nie zasnąć... tyle czeka rzeczy ...
Grunt to jak najdłużej omijać łóżko :D
UsuńJa jak już się do niego zbliżę, to nie ma dla mnie litości ;)
Nic tylko spać :)
Trzymajcie się w zdrówku, a Ty Monia tak dalej! Jesteś moim natchnieniem, koniecznie ruszę i ja tyłek choć bieganie nie dla mnie, ale ćwiczenia na brzuch koniecznie!
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Bieganie bieganiem, ale jest tyle innych form ćwiczeń, że na pewno znajdziesz coś dla siebie :)
UsuńWspółczuje tego chorowania, koszmar jakiś.
OdpowiedzUsuńJednak masz rację, chwila dla siebie musi być! I nie ważne czy to książka, film, kawa z koleżanka..czy biegi, należy się jak psu buda :-) zdrówka i cierpliwości i siły
Ten rok nie jest dla nas łaskawy jeżeli chodzi o choroby :(
UsuńA jeżeli chodzi o chwilę dla siebie - bez niej bym chyba sfiksowała :D
Kochana a ja skromnie życzę Ci powrotu do dobrej formy :) i zdrówka, bo widać jego brak potrafi maxymalnie wyczerpać nie tylko wtedy gdy dopada bezpośrednio nas samych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie. MG
care-mg.blogspot.com
Dziękuję bardzo :)
Usuńbiegaj, biegaj, ja odpuściłam ćwiczenia
OdpowiedzUsuńu nas też jakiś zaklęty krąg chorobowy
Wiem Bożenko i bardzo współczuję :(
UsuńWidać jesteśmy tak popularne że nawet wirusy z chęcią zostają na dłużej :D
Jej podziwiam ,ze masz siłe biegać,ale to dobrze,naprawde super bedziesz sie czuła.Ja jak podrośnie młodszy też z meżem chcemy biegać:-))
OdpowiedzUsuńChoć troszkę dla siebie muszę uszczknąć w ciągu dnia bo inaczej czekają mnie wczasy w wariatkowie :)
UsuńPodziwiam samozaparcie - ja nie mam go tyle w sobie...
OdpowiedzUsuńostatnio jakoś w ogóle zagubiłam cel i sens...
mam nadzieję, że szybko mi przejdzie
Uściski zasyłam zdrówka życząc
Pewnie teraz ciebie przesilenie dopadło :)
UsuńSiły życzę i znalezienia drogi :)
Żebyście już nie chorowali! Kurczę podziwiam Twoje bieganie... Ja na to nie mam szans, ale zastanawiam się nad siłownią. Bieżnią dokładniej, tylko czy mi się chce...
OdpowiedzUsuńJak nie bieżnia to rower może, albo proste ćwiczenia przy jakimś telewizyjnym ogłupiaczu :)
UsuńCokolwiek! Spróbuj, wierzę że ci się zachce :) Tylko po trochu, powoli i bez szaleństw :) Bo im bardziej intensywnie człowiek zaczyna tym szybciej traci zapał :)