Nie no dziś piątek? Piątek 13? Co tam,
to jakieś przesądy. Przecież dzień tak zwyczajnie się zaczął …
zaspaniem. No ale to nie dzień taki,
tylko te pająki, co śniło mi się ze zza komputera wyłażą... Tak
,te, co spryskane preparatem odgrzybiającym, zamiast paść zaczęły
latać, i duże się zrobiły takie, że jak człek laczkiem dotknął,
to miliony małych rozłaziły się po ścianie ukrywając się w
najmniejszych zakamarkach by rosnąć … i znów się dzielić. O te
właśnie!
Po takim śnie, to wiecie... . Człowiek wstaje o piątej rano, tak zmęczony całonocną walką z
insektami, szykuje dzieciom kanapki do szkoły i z powrotem głowę w poduszkę wtula. Budzik mam
nastawiony. Nawet trzy. Nic się nie stanie, jak wstanę o tej 6,30.
Dzieci budzić nie trzeba,
kochanych. One same wstają, i same radzą sobie doskonale,
Odblokowywanie telefonu mają już w małym palcu, choć nie
przypominam sobie, bym pokazywała im wzór, jakim odblokowuję. Ale
nie uczyłam ich też uruchamiania gier, sprzątania po Mou,
wyłączania w czasie gry budzika, czy zabaw z Kicią Angelą, z
wyłączaniem w trakcie gry budzika, oraz prób włamania się na
gmaila , wyłączając w międzyczasie mój trzeci budzik, który to
wraz z dwoma poprzednimi gwarantem miał być moim, że nie zaśpię
i że dziecię moje starsze, choć raz w tygodniu na czas do szkoły
przyjdzie. Nie przyszło. A potem będzie, na dzień dobry …
- Tatoooooo, znów spóźniłam się do szkołyyyyyyyy. Mama zaspałaaaaaaaaa.
Ale jak by komputer nie
był taki wciągający, i jakby puściła do niego młodsze
rodzeństwo pół godzinki wcześniej, i jakby te budziki, co o 6,30 miały dzwonić ... to nie spadła bym z łózka o
7,40, obudzona słowami dziecka
- Mamooo, a to nie czas szykować się do szkołyyyy?
- Nie, no skąd. Przecież jesteś gotowa, prawda?
Zastanawia mnie
jedno. Wiem, że budziła mnie koło szóstej, prosząc o zgodę na
„chwilę gry na komputerze”. Pozwoliłam, dając jeden warunek.
Ubierz się, pościel łóżko i możesz grać.
Czy u was w domu skarpetki
też nie liczą się do ubioru? Łóżko za to pościeliła. O 7,45,
jeszcze przed założeniem skarpetek i spakowaniem, dzień wcześniej
przygotowanego plecaka.
- Roksanka, przecież wczoraj się pakowałaś.
- Mamoooo, wczoraj tylko tak wrzuciłam książki.
- Ale …
- A teraz muszę je przecież poukładać.
- …
No tak. Wiadomo. Musi. Nie
będę przecież się wkurzać …
- CO SIĘ STAŁO W TYM POKOJU!!!!!
- Ale cioooo?
Zapytała Olunia, bawiąc
się w najlepsze z chłopcami, świeżo wywalonymi ze skrzyń
zabawkami. Tak, tymi, co je wczoraj do 23:00 tak ładnie układałam i
segregowałam. Tu piłki, tam autka, tam pluszaki, tam klocki … .
Teraz są tu. Pod moimi stopami. Wszędzie. Dookoła. Zabawkowa
Apokalipsa. O 7,47. Gdy ich starsza siostra od dwóch minut powinna
pilnie się uczyć, tymczasem układa wcześniej spakowane książki,
ścieli wcześniej pościelone łóżko i ubiera nie składające się
na ubiór skarpetki.Nie będę się denerwować. Spokojnie.
- Olu, spóźnicie się do przedszkola
- My nie idziemy.
- Ale jak to?
- Nie chcemy dzisiaj iść.
- Chcecie zostać w domuuuuu? I co będziecie robić?
- „Pśątać!”
- No dobrze, posprzątajcie te wysypane zabawki i was zaprowadzę.
Poszli do pokoju, usiedli, zaczęli
się bawić. Jest przed 10 rano. Piję zimną kawę, zjadłam swoje
trzecie śniadanie (pierwsze dwa wylewitowały mi z talerza, zanim
zdążyłam zaparzyć sobie i przynieść pyszną, cieplutką kawę …
), patrzę na ten zabawkarski armagedon w ich pokoju … .
Ale dziś ładnie się
bawią!! Tak razem, bez kłótni, bez bicia … . A podobno dziś piątek.
Trzynastego. Słyszeliście?!
Oj jak wesolutko u Was :)
OdpowiedzUsuńA jak!
UsuńNo i tak trzymać, tylko mamo czemu przez Ciebie dzieci się spóźniają? :)
UsuńA się jakoś zorganizować rankiem nie mogę. Wynika to z tego, że Roksance w tym roku przesunęli dzwonek z 8:00 na 7:45, i ona tak zaczyna pierwszą lekcję, a maluchy przedszkole zaczynają od 8 (od 7 do 8 jest ale płatne) , i tak kombinuję ,żeby wszystkich uszykować, dać śniadanko, przeprowadzić Roksankę przez ulicę, wrócić, ubrać resztę, zaprowadzić ... ;) No, tak mniej więcej to wygląda ;)
Usuń