niedziela, 15 maja 2016

Milczenie.

Wkurza mnie cisza, po wszystkim. Wkurza, że nikt nie przychodzi, nie porozmawia, nie omówi ze mną tego co działo się, gdy spałam. Sprawdzają czy nie gorączkuję i wychodzą. Sprawdzają czy rana nie krwawi, zmieniają opatrunek i wychodzą. Pytam lekarki jak to wygląda, mówi że dobrze. Proszę by powiedziała jak przebiegła operacja, co zrobiono, mów że musi zajrzeć w protokół. Wychodzi. 


Na wieczornym obchodzie zagląda tylko szybciutko, nie podejmuje tematu, wychodzi. Wszyscy wokoło wchodzą i wychodzą. Patrzą i wychodzą. Dotykają i wychodzą. Nikt nie ma czasu, by przystanąć choć na chwilkę, powiedzieć, zrobiliśmy to i to, możesz czuć się tak i tak, wycięliśmy to i to, wynik będzie za tyle i za tyle... zamiast tego czuję się jak natręt. Zoperowana, po co zagaduję lekarzy? Po co chcę ich łapać? Nie mają czasu. Służba zdrowia nie ma czasu, na normalną rozmowę z pacjentem. Odhaczona, bez komplikacji - do domu. Następna. 

Wiem, mogłam nalegać, mogłam chodzić z tyłu, pytać, domniemywać, dręczyć i szukać odpowiedzi. Nie mam siły na przepychanki. W domu czeka na mnie rodzina. Wychodzę. I tak powiedzieli, że wszystkiego dowiem się przy wypisie. 

W poniedziałek, gdy przychodzę, nie ma lekarzy. Są gdzieś, kursują, ale ani żadnego nie złapię, ani sił nie mam prosić, by powiedzieli mi cokolwiek. Chciała bym porozmawiać o bólu, jaki czuję. Pielęgniarka którą zaczepiam, mówi, że mam szukać lekarza. Albo iść do domu i powiedzieć chirurgowi na kontroli . 

Wiem, nie jestem idiotką więc wiem, że ból będzie, że będzie bolało, ciągnęło, swędziało, że może szczypać lub delikatnie piec. Że może być tkliwe, wrażliwe, obolałe - miejsce po cięciu, pierś - wiem, powinno boleć. Tam.   Ręka która nie powinna boleć boli, ale to podobno nie ważne, nie istotne, nie związane z operacją, bo choć to ręka po stronie cięcia, to przecież nie robili nic pod pachą, a skoro nie robili, to nie boli.

Boli choć nie powinna, ale skoro nie powinna, to nie boli przecież. Lekarz rodzinny każe brać ibuprom i jej używać. Chirurg mówi, że ona nie boli, wydaje mi się bo była odgięta do tyłu w czasie operacji i to dlatego, dlatego po dwóch tygodniach po operacji wciąż czuję tępy ból w ramieniu wędrujący, do sztywniejącej co jakiś czas dłoni ból. 

Ból zjawa. Widmo. Wydaje mi się. Nie mam prawa go czuć. Nie mam prawa mieć problemów z powieszeniem prania, z doniesieniem kubka z kawą do pokoju, z 10 minutowym pisaniem długopisem. Nie mam prawa czuć  bólu, jaki wywołuje we mnie nawiew zimnej klimatyzacji, ruszanie ręką, kierowanie autem - tego bólu nie ma, nie powinno być więc nie ma. 

Pomaga internet, tam znajduję informacje czemu boli, co boli, co zrobić, by nie bolało. Jak oszczędzać rękę by doszła do siebie, jak nią pracować. Co mi pomoże czym sobie zaszkodzę ... Nie na polskich stronach, tam też, po zabiegu, nic nikomu się nie dzieje.   Nie ma miejsca na ból.

Dziwicie się, że ludzie szukają informacji w necie. Gdzie mają szukać, jeżeli w kolejce 40 pacjentów i na każdego jest tylko pięć minut? Nie ma czasu na rozmowę. Na uspokojenie. Na dobre słowo. Na wyjaśnienie. Fuck You -  Służbo Zdrowia. Widać jestem zbyt zdrowa, bym liczyła się jako pacjent po operacji. Albo za mało za mnie zapłacą, bym mogła zająć choć jeszcze minutę cennego czasu w gabinecie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszę się z każdych odwiedzin, z każdego komentarza. Zapraszam Was do siebie licząc po cichu, że spodoba Wam się w naszym małym magicznym świecie :)