czwartek, 19 listopada 2020

Dziennik Covidziaka


28 października – środa.  Pojawiło się sporadyczne pokasływanie. Nie wiążę tego z chorobą. W końcu to jesień. Ona ma swoje prawa. 

30 października – piątkowe popołudnie. Tak bardzo zaczęły boleć mnie plecy.  Oba boki, od pasa w górę, na szerokość dłoni. Wieczorem pojawia się gorączka: 37,4'C. Ani ból pleców, ani gorączka zbytnio mnie nie martwi. Plecy bolą przecież często, a taka temperatura ... to w sumie nie gorączka przecież.
1 listopada, sobota – Do poprzednich objawów dochodzi silny ból głowy a temperatura rośnie do  38,4. Kaszel nasila się i  dochodzi uczucie ucisku na plecy, na wysokości łopatek. Teraz zaczynam się martwić. 

2 listopada, niedziela, - Gorączka podchodzi do 38,9, bóle pleców jest tak silny, że ma problem obrócić się z boku na bok a  pozostałe objawy utrzymują się. Gorączka, pomimo przyjęcia leków przeciwgorączkowych nie spada.

3 listopada, poniedziałek. Udaje mi się zarejestrować do lekarza. Augumentin (antybiotyk) do niedzieli powinien pomóc. Objawy wskazują na zapalenie oskrzeli. No poza  bólem pleców, ale możliwe że po prostu odezwały się też inne bolączki. Gdyby antybiotyk nie nie pomógł, w piątek ma się odbyć kontrola telefoniczna. Wszystkie objawy na dzień dzisiejszy utrzymują się.

4 listopada – wtorek.  Po wczorajszej, wieczornej dawce antybiotyku, temperatura spadła do 35.8, Wciąż rośnie uczucie ucisku między łopatkami (jak by mi ktoś wcisnął gorącą, dużą pięść między dolną linię łopatek) a ból głowy pojawia się  i znika, zupełnie ignorując przyjmowane leki przeciwbólowe. Większość czasu przesypiam, jestem bardzo osłabiona. 

5 listopada – środa. Ból pleców zmniejsza się do poziomu, który umożliwia obracanie się na łóżku ale rośnie kaszel i uczucie ucisku na plecy. Zaprzyjaźniam się z otwartym oknem, przy nim lepiej mi się oddycha. Nie są to standardowe duszności. Nie oddycham jakoś szybciej, ale wydaje mi się, że wokoło jest za mało powietrza. No i nie mam kompletnie apetytu. Mam mieszane uczucia. 

6 listopada- czwartek. Ból pleców zniknął, ucisk utrzymuje się na wczorajszym poziomie. Jak nie mówię, to w miarę oddycham, jak próbuję mówić, to kaszlę. Pojawia się chrypka. Temperatura, od czasu gdy spadła we wtorek, oscyluje cały czas w granicy 35,2 – 35,9. Jestem bardzo słaba. Najlepiej czuję się leżąc przy otwartym oknie, na zmianę budzę się i przysypiam.

7  listopada – piątek. Dostaję skierowanie na test, niestety, jest za późno by jechać lub się rejestrować. Rejestracja telefoniczna zacznie się dopiero w sobotę po godz. 11.00. Po godzinie udaje mi się dodzwonić. Najszybszy możliwy termin badania … poniedziałek.  Objawy utrzymują się na podobnym poziomie co w czwartek. Już samo siedzenie męczy na tyle, że po pół godzinie  zaczynam cała drżeć z wysiłku. 

Moment wystawienia skierowania na test, jest chwilą, w której zostaję skierowana na kwarantannę. Mogę wyjść z domu tylko w dotarcia własnym samochodem do punktu Drive-Thru. Lekarz, zanim wystawi skierowanie upewnia się, że będę miała jak pojechać. Jeżeli bym nie mogła, wystawił by skierowanie również na przyjazd karetki wymazowej. Nie chcę tego jednak. Czas oczekiwania jest zdecydowanie dłuższy (wiem, że są osoby które czekały na karetkę tydzień). Wolę pojechać z mężem.  Póki nie ma wyniku, na kwarantannie jestem tylko ja, ale staramy się już izolować wszyscy. Nie chcemy niepotrzebnie ryzykować. 

8 – 12 listopada – Temperatury wciąż nie wzrastają powyżej 36 st. Każdy większy wysiłek (siedzenie, chodzenie, bardzo podstawowa, okrojona aktywność, trwająca  ok dwóch godzin  czasu)  wywołuje drżenie całego ciała, które mija po 40 – 60 minutach leżenia i oddychania przy otwartym oknie, zasypiam zmęczona dopiero, gdy drżenie ustaje. Taki sam napad drgawek mam po próbie odkurzenia pokoju. Myślę, że po prostu jestem na tyle osłabiona.  Sił starczy mi na odkurzenie kwadratu dwa na dwa metry podłogi, po czym cala zaczynam drżeć.  

W sobotę, 8 listopada, zauważam, że nic mi nie smakuje i częściowo nie mam węchu, Jak wsadzę nos w kubek z kawą, to troszkę czuję jej aromat, ale odczucia zapachów są mocno upośledzone. Wędliny wieprzowe odczuwam jako kwaśno - słodkie. Drób, jak bym jadła włókna bez smaku. Jedzenie też męczy. W nocy czuję się, jak w letargu. Nie śpię, ale śpię. Niby śpię, ale słyszę hałasy, szelest kołdry w pokojach dzieci, kapiącą wodę. Czuję się ciągle  bardzo zmęczona. 

11 listopada z samego rana zauważam, że  na moim koncie pacjenta, jeszcze poprzedniego dnia wieczorem pojawiła się informacja o pozytywnym wyniku testu. Od tej chwili ja jestem w izolacji domowej, a reszta domowników na kwarantannie. 


13 listopada, Dziś spałam w dzień tylko dwa razy, drżenie pojawia się po dwóch, trzech godzinach podstawowej aktywności,  i już  pół godziny leżenia przy otwartym oknie mija. Zasypiam dopiero jak ustaje. Gorąca pięść uciskająca między łopatkami uciska jakby lżej i nie jest już gorąca. Pojawił się ból gardła i katar.  Możliwe, że to przez to ciągle otwarte okno 😉

14 listopada. Pierwszy dzień od początku choroby, bez obowiązkowej drzemki. Zmęczenie było, ale udało się je „przesiedzieć”. Samo siedzenie już tak nie męczy. Okno otwierałam dziś tylko trzy razy. Nogi i ręce drżą przy podstawowym wysiłku, ale wcześniejsze drgawki całego ciała dziś pojawiły się tylko na chwilę, przed napadem zmęczenia.  Bólowo odzywają się stare urazy, nie mogę podnieść rąk powyżej linii barków, ale to stary uraz który wcześniej pojawiał się przy dużym przeciążeniu, przesileniu rąk. Udało mi się odkurzyć cały pokój.  Perfum czuję dopiero gdy wsadzę w niego nos.  

15  - 18 listopada. Nie sypiam już w dzień, choć zdarza mi się na chwilę położyć. Katar i kaszel utrzymują się ale czuję, że najgorsze już za mną. Wydaje mi się, że powoli odzyskuję węch i smak. Wciąż jestem męczliwa. Temperatura ciała oscyluje pomiędzy 35.8 a 36.4. Jest dobrze.  Tak może być jeszcze długo. 

19 listopada. Dziś ostatni dzień mojej izolacji. Po rozmowie z lekarzem dowiaduję się, że kaszel i męczliwość mogą mi towarzyszyć jeszcze co najmniej trzy miesiące. Jest dużo lepiej, ale nie jest tak, jak przed chorobą. W razie czego biorę jeszcze urlop w pracy. Jeszcze troszkę odpocznę. Ale czas wracać do życia. Gorzej mają  moje Kropelki. Ich czeka jeszcze siedem dni kwarantanny ... i mam nadzieję, że zakończą ją zdrowi. 

W trakcie mojej choroby i u nich pojawił się kaszel, chłopcom zdarzyło się drzemać w ciągu dnia. Nie wysyłałam ich jednak na testy. Nie widziałam żadnej potrzeby. Statystyki i tak przerażają, a póki to tylko kaszel ... i tak siedzieli zamknięci ze mną (od momentu uzyskania pozytywnego wyniku wszyscy trafili na kwarantannę) i jeszcze trochę posiedzą. Teraz już tylko oni będą machać przez okno panom Policjantom, którzy codziennie przyjeżdżali sprawdzić czy wszystko w porządku.

 A ja? Daję sobie czas. Chwilę oddechu. Powoli wrócę do aktywności sprzed choroby. Na razie, cieszę się tym, że nie męczy siedzenie, że mogę mówić nie dusząc się. Że nie muszę spać z głową przy otwartym oknie. Że mogę zrobić im obiad. Porozmawiać. Że normalnie zasypiam. Że budzę się w miarę wyspana.  Że najgorsze minęło. Reszta przyjdzie z czasem. 

2 komentarze:

  1. Zdrówka i dużo swierzego powietrza 🥰 i żeby wszystko szło ku lepszemu. Jedno dobre że teraz trafisz do grupy bezpiecznej i miejmy nadzieję więcej co się nie trafi. Zdrówka 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda :) Teoretycznie, przechorowanie powinno zwiększyć odporność na wirusa i bardzo na to liczę :) Dziękuję

      Usuń

Cieszę się z każdych odwiedzin, z każdego komentarza. Zapraszam Was do siebie licząc po cichu, że spodoba Wam się w naszym małym magicznym świecie :)