Przeglądając dziś FB, zauważyłam, że kilka osób udostępniło informację że wezmą udział w wydarzeniu "Noworodek Pacjentem".
Akcja kręci się głównie wokół szczepienia dzieci (prowadzi ją stowarzyszenie STOP-NOP) ale nie tylko.
Problemem traktowania kobiet po porodzie i noworodków od wielu lat zajmuje się fundacja "RODZIĆ PO LUDZKU". O problemie pisze np. Niedoskonała Mama. Ciekawe komentarze pojawiły się na blogu POŁOŻNA, i to one tak naprawdę pokazują że jest problem z opieką nad noworodkami, że jest coś nie tak.
Problemem traktowania kobiet po porodzie i noworodków od wielu lat zajmuje się fundacja "RODZIĆ PO LUDZKU". O problemie pisze np. Niedoskonała Mama. Ciekawe komentarze pojawiły się na blogu POŁOŻNA, i to one tak naprawdę pokazują że jest problem z opieką nad noworodkami, że jest coś nie tak.
To, że np. zgoda na pierwsze szczepienie (np. w przypadku mam z HBS dodatnim) jest pobierana przed porodem jest zrozumiałe. Ale zaskoczyła mnie informacja, że żeby dokarmiać dziecko również potrzebna jest zgoda. I nie jest to niestety wszędzie egzekwowane. To samo tyczy się obecności rodziców przy zabiegach, na które zabierane są nasze maluszki po porodzie.
Powiedzcie, pytał was ktoś, czy wyrażacie zgodę na dokarmianie?
Zapraszał rodziców, żeby uczestniczyli w zabiegach, badaniach, wykonywanych maluszkom po porodzie?
W wielu szpitalach te prawa może i są przestrzegane,
a powyższy problem zdaje się być rozdmuchany i zbędny.
Niestety, nie wszędzie tak jest.
W wielu szpitalach te prawa może i są przestrzegane,
a powyższy problem zdaje się być rozdmuchany i zbędny.
Niestety, nie wszędzie tak jest.
Powiem szczerze.
Ja moich chłopców nie dostałam po porodzie przez prawie pięć godzin.
Ba, nie dali mi nawet przytulić chłopców na sali poporodowej. Oskarek, który urodził się jako drugi, urodził się z widoczną przepukliną mosznową i obu chłopców zaraz po porodzie zabrano, celem dokładnego przebadania. Lekarze bali się, że "może być jeszcze coś". Ale brakowało mi tego przytulenia, brakowało tej pierwszej chwili, dotyku, pocałunku złożonego na główce dopiero urodzonych chłopców.
Po tych pięciu godzinach w końcu przywieźli chłopców na salę.
Przywieźli mi oczywiście nakarmionych chłopców - kolejny zgrzyt! Bo tak bardzo czekałam, żeby móc ich pierwszy raz nakarmić, spróbować karmić dwójkę, zobaczyć, czy poradzimy sobie z jednoczesnym karmieniem dwójki maluszków ... i musiałam czekać, aż chłopcy ponownie zgłodnieją.
Nie powiem, że było tylko źle. Położne bardzo pomogły mi w nauce jednoczesnego karmienia. Instruowały, podpowiadały, zachęcały, ba! Dostałam nawet na salę duży, wygodny fotel, który miał mi pomóc w przystawianiu chłopców do piersi.
Kolejny zgrzyt pojawił się wieczorem. Gdy wyszłam z pod szybkiego prysznica, chłopców nie było na sali!
Powiem szczerze, że się przeraziłam. Poszłam więc szybko na oddział neonatologi zapytać, co się dzieje!
Drzwi były zamknięte, jednak po naciśnięciu dzwoneczka wyszła do mnie pielęgniarka, która powiedziała mi, że tą noc chłopcy spędzą na oddziale, celem obserwacji.
A ja mam się wyspać.
Zrezygnowana, obolała, wykończona porodem, zgodziłam się.
Nie miałam siły na kłótnie, nie miałam ochoty wszczynać awantury.
W sumie, to nawet zdziwiona byłam ich troską o mój dobry sen,
o wypoczynek po porodzie. Ha! Ale jak tu zasnąć? Zamiast oddać się błogiemu nic nierobieniu, wypoczywać, zbierać siły po porodzie leżałam i nasłuchiwałam,
czy z oddziału nie dochodzi płacz dzieci. Martwiłam się! Chciałam mieć dzieci obok! Chciałam móc zasnąć z przeświadczeniem, że moje maluszki są ze mną!
Nie miałam siły na kłótnie, nie miałam ochoty wszczynać awantury.
W sumie, to nawet zdziwiona byłam ich troską o mój dobry sen,
o wypoczynek po porodzie. Ha! Ale jak tu zasnąć? Zamiast oddać się błogiemu nic nierobieniu, wypoczywać, zbierać siły po porodzie leżałam i nasłuchiwałam,
czy z oddziału nie dochodzi płacz dzieci. Martwiłam się! Chciałam mieć dzieci obok! Chciałam móc zasnąć z przeświadczeniem, że moje maluszki są ze mną!
O pierwszej w nocy, wciąż nie zasnąwszy, poszłam po moje dzieciaczki. "Uratowałam ich" przed kolejną porcją mieszanki, bo akurat trafiłam na moment karmienia i już zaraz miały i moje urwisy swoją porcyjkę mieszanki dostać, zażyczyłam sobie dostawy głodnych! dzieci do sali i dopiero gdy sama ich nakarmiłam, gdy spali w swoich łóżeczkach, gdy mogłam patrzyć jak błogo śpią, zasnęłam. W końcu, spokojna, usnęłam.
Takich zgrzytów było jeszcze kilka. Pielęgniarki zabierały chłopców na badania pod moją nieobecność, musiałam dopytywać gdzie, po co i w jakim celu ich zabierają ... w końcu powiedziałam pani ordynator oddziału, że nie życzę sobie takich praktyk.
Chciałam wiedzieć! Wiedzieć jakie badania przechodzą, jakie są ich wyniki, chciałam to wiedzieć na bieżąco, a nie na obchodzie. Z prośbą o dokarmianie poszłam raz, gdy widziałam, że chłopcy od trzech godzin siedzą przy piersi i wciąż są głodni. Później radziłam już sobie sama.
Przy badaniach dzieci nie byłam. Ale pielęgniarki z oddziału miały dobre wytłumaczenie - bo kto zostanie z drugim dzieckiem? Tu też wyłamałam się raz. Gdy Oskarka zabrano na badanie serduszka i druga godzina mijała jak go nie było byłam już takim strzępkiem nerwów, że zostawiłam nakarmionego Janka w sali i poszłam sprawdzić co się dzieje. Powiem szczerze, że na neonatologi czułam się jak intruz. Miałam wrażenie, że nie jestem tu mile widziana, zostałam jednak do końca badania. Zażyczyłam sobie tylko, by jedna z pielęgniarek zaglądała co chwilę do Janka i zostałam.
Nie mogę powiedzieć, że opieka w szpitalu była zła.
Nękałam wszystkich pytaniami, każda moja wątpliwość musiała zostać rozwiana i w tym przypadku o dziwo zrozumieniem wykazali się lekarze z największym doświadczeniem, w tym pani Ordynator, która sama przychodziła do mnie, która pokazywała mi jak odprowadzać jelita z worka mosznowego, uczyła, kiedy interweniować, w jaki sposób to robić by jelita nie uwięzły i bez złego słowa przychodziła, gdy nie mogłam sobie poradzić, gdy nie mogłam mojemu skarbowi pomóc.
Wiem, że ten problem nie dotyczy wszystkich szpitali, że są takie, w których noworodek traktowany jest jak mały pacjent, gdzie rodzice nie muszą domagać się poszanowania jego praw, bo tam, jest to normą.
Mam tylko cichą nadzieję,
że już niedługo
normą będzie to dla wszystkich.
Wiem, że ten problem nie dotyczy wszystkich szpitali, że są takie, w których noworodek traktowany jest jak mały pacjent, gdzie rodzice nie muszą domagać się poszanowania jego praw, bo tam, jest to normą.
Mam tylko cichą nadzieję,
że już niedługo
normą będzie to dla wszystkich.
A jak było u was? Czy pytali was o zdanie?
Czy pozwalali na uczestniczenie przy badaniach?
Czy pobierali od was zgodę na dokarmianie?
Czy byliście informowane o szczepieniach jakie dziecko dostaje?
Czy Wasz maluszek był traktowany jak
PRAWDZIWY PACJENT?
współczuję ci :(
OdpowiedzUsuńz melką zostałam otoczona ciepłą opieką, bardzo krwawiła, dostałą całą stertę koszul szpitalnych, bo położna stwierdziła, ze szkoda moich, gdy przemiękam średnio co godzinę, malutka słabo jadła i w drugiej dobie pielęgniarka spytała, czy dać jej 10ml mleczka, żebyśmy obie pospały, zgodziłam się,mela najedzona spała smacznie , ja się też przespałam, obudziłyśmy się wypoczęte, ja zrelaksowana miałam od razu więcej pokarmu i już z jedzeniem nie było kłopotu, cały pobyt w szpitalu ( 5dni ), malutką ubierały , przewijały , kąpały pielęgniarki ze słowami :jeszcze się w domu pani napracuje przy dziecku, wspominam bardzo miło :) , tuż po urodzeniu dostałam melkę do piersi, gdy mnie szyli,ją ważyli, mierzyli itd, potem dwie godziny na sali poporodowej znów melcia była przy piersi, cały czas był z nami tatunio,
gabi ( 7 lat temu ) tez od razu dostałam do piersi po urodzeniu, odczucia podobne ,jak po melci
adi ( 16 lat temu ) też był od razu przyłożony do piersi ,a potem zabrany na 6 godz na obserwację ( tak wtedy wszystkie dzieci były zabierane), a ja miałam się wyspać
Dobrze że są takie miejsca, gdzie i mama i dziecko traktowani są z pełnym szacunkiem :)
Usuńja po cesarce dostałam syneczka po godzince aby possał pierś. nie miałam mleka. po ciężkich próbach z pielęgniarką od laktacji nic nie zdziałałyśmy i karmili małego butla. nie byłam przy żadnych badaniach i nie pozwolili mi przy nich byc.
OdpowiedzUsuńWspółczuję. I o tym właśnie mówię. Przecież mamy prawo wiedzieć co dzieje się z naszym maluszkiem, jakie mu robią badania.
UsuńU nas też nie było można być na badaniach przyszli zabrali powiedzieli tylko że zabierają n badania i koniec z karmieniem u nas było wręcz odwrotnie gdy nie miałam pokarmu musiałam się prosić by podali mi mleko a nie bardzo chcieli podać.
OdpowiedzUsuńa w między czasie zapraszam po nominację bo lubię do was zaglądać i was czytać http://dziecinstwopannym.blogspot.com/2013/07/liebster-blog-award.html
Dziękuję! W wolej chwili postaram się odpowiedzieć :)
Usuńtroszkę się namęczyłaś tymi ciagłymi poszukiwaniami dzieci gdzie są i to dokarmianie za twoimi plecami...
OdpowiedzUsuńaż tym dokarmianiem się zdziwiłam bo ja przy drugiej córce to się musiałam uprosić aby dali mi butelkę bym mogła ją nakarmić bo moim mlekiem się nie najadała :/ w końcu dostałam i spała 5 h przez co ja mogłam w nocy troszkę pospać
obie córki po porodach od razu dostałam na brzuszek do przytulenia,potem ważono je i mierzono na moich oczach,ja w tym czasie byłam szyta bo 2 razy byłam nacinana
na poporodowej też ze mną od początku były,nikt mi ich nie zabierał,były zabierane tylko na szczepienie i do kąpieli,tak cały czas były ze mną :)
U mnie do kąpieli akurat nie zabierali dzieci. Były kąpane pod zlewem, na sali. Perwsze ważenie i mierzenie odbyło się również bez mojej obecności. Przy kolejnych już byłam obecna - przywozili wagę do pokoju :)
Usuń